by katachreza | Feb 26, 2013 | kultura, religia
![](http://2.bp.blogspot.com/-ep3SPr4Z6Wg/US0fUEkc3uI/AAAAAAAAAsU/EFUM8NEGOVk/s320/76510_500966343264152_1343339903_n.jpg) |
Kindergarten |
Elementarne zabezpieczenie etyczne chowającego się zdrowo i po kątach nowego pokolenia.
Gdzie ono.
Kto nam odchowa nasze małe Antygony?
Tutejsza edukacja budzi moje zatrwożone przeczucie klęski. I furię.
Najpoważniejszym przygotowaniem do życia jest w przedszkolu kolorowanie kropelek krwi Chrystusa umierającego na krzyżu. Wiedza kredek.
Buziaczek w ranę gipsowej figury. Zadanie “Narysuj groby babci i dziadka.” Oj, ale oni żyją! Nie szkodzi, narysuj, jak je sobie wyobrażasz i daj babuni z okazji jej święta.
Kto przygotuje te wszystkie miłe dzieci do życia po stronie życia. Nie fikcyjnych śmierci. Bez noszenia wody święconej w słoiku po keczupie łagodnym. Kto przygotuje i ośmieli do dokonywania wyborów etycznych. Kto da narzędzia do tego, aby dało się bliżej poznać i zrozumieć samego siebie.
Dlaczego ten kraj opuścił rozum. I ruchomy akcent logiczny niech wędruje po tym zdaniu jak wydma.
by katachreza | Feb 24, 2013 | kultura, macierzyństwo
![](http://1.bp.blogspot.com/-4peIx1XqWZU/USpFe3iG3dI/AAAAAAAAAsE/_NNqBqcsEis/s320/384257_498253096868810_2050415099_n.jpg) |
Last supper |
Świetlana przyszłość wydaje się dziś równie niewiarygodna jak niepokalane poczęcie. Co nie znaczy, że potrafimy przestać ją sobie opowiadać przed otwarciem oczu.
Matka strapiona jak chomik w karuzelce przebiega przez dzień pospiesznie i nadreaktywnie. Świat sypie okruszki, po których trzeba trafiać do ruchomego celu poranka, gdzie bukiet czerwonych goździków, paczka rajstop i kawa.
Czy aby na pewno żyje nam się lepiej. Rdzewiejący na balkonie rower, jak urojona zbroja Don Kichota; napierśnik z miednicy musi wrócić na łaziebną półkę. Pierścień z mydlin. Mokry trzask rozbitych o rzęsy baniek.
I nikt stąd nie ucieka prócz czasu.
by katachreza | Feb 24, 2013 | kolor, kwiaty
![](https://lh6.googleusercontent.com/-rA6LAWYM0Bw/USlreNwEDqI/AAAAAAAAAr0/72gAzsU-vVI/s320/blogger-image--232954685.jpg) |
Garden |
Potrzebuję koloru. Rozpaczliwie.
Semiramida szaleje w tych zamieciach. Niedostatecznie doświetlone biele, podczas gdy miały być fiołki i astry. Jak wytrzymać bez trawy. I nieba.
Obrazy kwiatów kładę pod powieką. Wspomnienia dawnej wolności i lata. Gdzie mam teraz wędrować. Skoro wciąż z powrotem.
W śnieżnej rozpadlinie wąziutki jak wstążka brud drobnych kamieni. Lekkie echo kroków, a przecież nie wyszłam.
by katachreza | Feb 24, 2013 | język, kultura
![](http://3.bp.blogspot.com/-jRpNH1UtTZ4/USlOBNEchoI/AAAAAAAAArk/bfRYa-Amyfw/s320/860250_10151454308937074_1900377810_o.jpg) |
Agency Job (The Gleaners) by Banksy |
Przed sobotą, w której troje z czworga dzieci okazuje się chore, chronimy się wyściółką ze słów. Udrażniając nosy i prysznice recytujemy sobie Wordswortha i Dickinson w oryginale, przepowiadamy sobie Tristia Janickiego po łacinie, wykonujemy w mózgu ulubiony fragment z Italo Calvino “Se una notte d’inverno un viaggiatore”. Potem skromniej i z uświadomioną pokorą nucimy Allons enfants de la Patrie Le jour de gloire est arrivé, pust wsiegda budiet sonce i liczymy do dziesięciu po niemiecku, bo ten język był doprawdy na rubieżach naszej ogólnej nieogłady.
Przed umyciem naczyń jeszcze szybciutko śmiejemy się z fragmentu starego wywiadu z Audenem w Paris review. Na trzy minuty zapadamy się na koniec w jednym z wielu własnych zbędnych rewolucyjnych pomysłów i idziemy przyskrzynić szalejącą w tańcu wirowym pralkę.
Wersjonowanie mnie. Szybko. Higroskopijna warstwa języka. Niechęć do zapłaty całą sobą.
Pielęgnuję ją. W chorobie.
by katachreza | Feb 11, 2013 | kolor, kultura
![](http://3.bp.blogspot.com/-CCL6aYSVNUc/URkqyPQ1YZI/AAAAAAAAArQ/YxBzrFdIJ2s/s320/69680_561207530573366_1495835888_n.jpg) |
Gouldian Finch, flying patchwork |
Zadbane chude asystentki, których kompetencją jest protekcjonalna talia. Szczebioczące nad ladą w słuchawkę w ulotce
strumyczek niepowiązanych informacji z telepromptera kultury i sztuki. Sprzedające czółna w miastach bez rzeki. Głodne nad twarożkiem wiejskim, a jakie ładne, jakie opalone. Gdy ja tak przeszkadzam.
Panny głupie jak kury. Panny śmieszne od promocji głodu ognia i wojny. Bądźcie pozdrowione.
Nie kupuję od Was sukienek i szminek, kwiatów i telefonów, morfologii, pizzy. Wcale nie słuchacie, nie lubicie pytań, męczy Was odpowiedź. I uśmiech. No to na drzewo. Serio serio, Burczki.
A w cieplejszych krajach, tam gdzie radość i życzliwość są jeszcze w systemie bezprowizyjnym, kwitnie kolor.
Recent Comments