Lubię spokój tego zdjęcia i mocne ręce sąsiadki.

Są takie kobiety, które nawet dla siebie samych pozostają tylko sąsiadkami.

Wokół okna z bogiem (jaka to wygoda) unoszą się pomarańcze? jabłka?

Powietrze wotywne, antygrawitacja.

Szmata rozwieszona w szczelinie istnienia. To jest zawsze obok, wychodzi się oknem, nawet nie ucieczka, bardziej – żeby tu nie zostać, nie samej. Na co dzień ta schludna sukienka, i czarne pończochy, a wokół okna jasny promień dłoni, kość śródręcza wygięta łagodnie wietrzy bogu i jego prawnej opiekunce, wpuszcza im światło i trochę pór roku.

Tym, co pod opieką, trzeba przetrzeć szybę, niech pojedzą świata, ich ręka od tak dawna w górze, trochę błogosławią, trochę zgłaszają nieprzygotowanie, dłoń jest gruba, nawykła do dźwigania i drobnych przepierek.

Może nic więcej tu się nie wydarza, sąsiadka przyszła otworzyć zmęczonej kobiecie, naniosła owoców, wie, że tamta dźwiga.

Na krzywo opartej o ścianę drabinie podnosi wzrok wyżej, upięte w kok znowu jasne włosy opierają się miękko o stójkę sukienki.

Uniesienie oczu (dźwiganie, na które wystarczyło siły).

Czy się widzą?

Obie są zdumione, nie miały jak mówić, więc mówią do środka i to spada, czysty dźwięk monety wrzuconej do suchej fontanny, bo jeszcze tu wrócą.

 

Zdjęcie:  Enzo Sellerio