Garden

Potrzebuję koloru. Rozpaczliwie.
Semiramida szaleje w tych zamieciach. Niedostatecznie doświetlone biele, podczas gdy miały być fiołki i astry. Jak wytrzymać bez trawy. I nieba.

Obrazy kwiatów kładę pod powieką. Wspomnienia dawnej wolności i lata. Gdzie mam teraz wędrować. Skoro wciąż z powrotem.

W śnieżnej rozpadlinie wąziutki jak wstążka brud drobnych kamieni. Lekkie echo kroków, a przecież nie wyszłam.