Spacer

Spacer

summer desktop by Katachreza

Dziś był niedorzecznie letni spacer, jak przez pulpit Windows.

Błękit drgał w słońcu jak krawędzie nadpalonej kliszy, widok był czysty, kwiaty dość nowe, horyzont z tlenu i wodoru.

Wycieczka była prawdziwa, męcząca i poocieraliśmy się o niemal niedepilowane łono natury, nie licząc znaku ograniczenia kierunku jazdy dla koni. Poznaliśmy wszystkie komary w lesie, już byliśmy skłonni dać każdemu imię, ale wszystkie zaczynały się na k, jak to u komarów.

Kiedy przyszło do zrywania malin nad Wartą, okopaliśmy sobie całą szóstką kostki z radości, ale potem przyszedł stan lękowy – jagód nie wolno niemytych, to może i malin nie wolno? Taka u nas teraz natura denaturata, odzwyczajeni jesteśmy, dzieci jakby cieplarniane, choć my z niejednego kapsla w dzieciństwie piach jedliśmy, więc niepewnie powzięliśmy umiarkowanie w jedzeniu widoków, maliny tylko z górnych gałązek, te nieobsikane. Dobre, małe, słodkie, robaczywe, odwijane z letnich pajęczyn i kurzu.

I rzeka popachniała rzeką, duszne trzciny bez miejsca dla ludzi, dryfujące srebrne puszki, lekkie folie, turkusowa ważka przezroczem skrzydeł ścinała dla nas powietrze, było tak nudno jak w filmie, kropkowane ławice bezimiennego narybku jadły nam z rąk porządnie skruszone paluszki, byliśmy cali posypani piaskiem jak niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte, letni obraz bez puenty, wielka woda.

Puszka Pandory i psychologia pozytywna

Puszka Pandory i psychologia pozytywna

Banksy

Tak, wiem, pokoleniowa polska fala jest tylko jednym z ogniw w toku myślenia. Pamiątką z celulozy, owiniętą w pazłotko metafor. Rtęć mi spadła, możemy pogadać.

Jesteście pewni, że nasza pamięć, także ta zbiorowa, nasza edukacja, nasze poczucie własnej wartości są z całą pewnością tylko nasze? Silne? Nieobciążone?

Jeśli tak, dlaczego tak źle o sobie myślimy?

Szukałam powiększenia, w którym dałoby się pooglądać to, w jaki sposób najpierw w naszej edukacji i wychowaniu, a potem w dorosłym życiu funkcjonują niepowodzenia i przyjaciółka przysłała mi skrót informacji na temat psychologii pozytywnej. Sprawa bardzo prosta, ale dość mocno mnie zszokowała, bo jak papierek lakmusowy pokazuje, czego nie robię, nie potrafię, nie dostałam, nie mam.

“Twórcą psychologii pozytywnej jest Seligman. Mówi ona np. o 2 stylach wyjaśniania niepowodzeń: optymistycznym i pesymistycznym. Każdy z nich charakteryzują 3 składowe:
– stałość
– zasięg
– personalizacja
po nich właśnie można rozpoznać jakiego stylu używamy.

Styl kształuje się do 7 roku życia i jest najczęściej dziedziczony po rodzicach, albo silny wpływ mają nauczyciele wczesnoszkolni.

W/g tych 3 kryteriów PESYMISTA wyjaśnia swoje niepowodzenia używając np. określeń:
– zawsze, nigdy
– zasięg niepowodzeń jest uniwersalny np. książki są głupie ( choc nie podobała mu się właśnie ta jedna)
– personalizuje niepowodzenia wewnętrznie: moja wina, jestem głupi…

OPTYMISTA mówi:
– czasami, ostatnio (coś mi nie wyszło) czyli jego niepowodzenia mają charakter chwilowy
– zasięg niepowodzeń jest ograniczony, np: ten przedmiot mi nie idzie, a nie, że zaraz  szkoła jest głupia.
– personalizacja niepowodzeń zewnętrzna, czyli nie ja jestem do niczego, ale np. nauczyciel tego przedniotu mnie nie lubi.

Gdy spotykamy się z negatywnym stylem wyjaśniania nie mamy motywacji do nauki.

Geelong Grammar School w Australii poprosiła Seligmana o stworzenie psychologii pozytywnej dla edukacji, wzbogacając program szkoły o odpowiednie ćwiczenia.

Np.-  szczególne zalety we własnej historii życia, jakie sa silne strony członków twojej rodziny, drzewo genealogiczne zalet  itp.

Lub pamiętnik dobrych wydarzeń, dostrzeganie zalet w bohaterach literackich, (praca na zasobach a nie na wadach), geografia a dobrostan danej krainy, czy biologia a neurologiczne uwarunkowania altruizmu czyli dlaczego ludzie chcą pomagać.

Nawet po lekcjach w-fu rozmawiają o tym, że rywal, z którym przegrałem nie jest wrogiem, tylko motywatorem do działania.”

Ten zwięzły opis jest dla mnie wstrząsający. Nie wiem, jak dla Was. Nie tylko wskazuje deficyty w naszej edukacji i wychowaniu. Nie tylko pokazuje, jaki sposób myślenia o sobie dziedziczymy jako społeczeństwo, jak uczymy się podlegać etosowi bohaterskiej ofiary losu, jak uczymy się uznawać niepowodzenia, złe oceny i kary za naturalne i uzasadnione, jak doskonalimy się w niewierze w siebie, w nieumiejętności polegania na swoich mocnych stronach, co już samo w sobie zakrawa na żart, bo przecież nie umiemy nawet wskazać swoich dobrych, mocnych stron, nie wierzymy w ich istnienie, więc jak moglibyśmy na nich świadomie polegać.
Dla mnie ten krótki przykład z psychologii pozytywnej przede wszystkim pokazuje, że poczucie własnej wartości jest kompetencją, którą trzeba od początku życia kształcić w dziecku i rozwijać, utrwalać. I nie chodzi o hodowlane perły i przesadnie rozkochane w swoim odbiciu księżniczki, co aż nazbyt starannie tępiła moja mama, a uczciwą znajomość siebie. Ja, o czym już wielokrotnie pisałam, zostałam wychowana i przejęta przez religię i świat w trybie “musisz być grzeczna, cicha, skromna”, oraz “nie rób, bo i tak Ci się nie uda”. A nade wszystko “ty zawsze…coś zepsujesz, ty nigdy…nic nie robisz, jesteś…. niedobra, zła, głupia, do niczego, okropna”. I tak dalej. Ten negatywny sposób oceniania mnie (jako wielkiego niepowodzenia) do dziś nie pozwala mi się ze sobą do końca spotkać – wiary w ewentualne dobre strony wystarcza jak oddechu na kilkadziesiąt minut forsownego pływania – i potem długie leżenie bez sił. A ja nie chcę sinusoidalnej wiary w siebie – ja chcę niezmąconej pewności, porządnej wiedzy o sobie, o tym, co umiem dobrze, robię dobrze. Chcę umieć rozplatać dni na to, co jest mną, a co pojedynczym wydarzeniem, innym człowiekiem, zbiegiem okoliczności, zderzeniem osobowości, chcę siebie rozumieć, bez wmontowanego wstydu i poczucia gorszości, bez niejasnego, dławiącego poczucia winy. I chciałabym nie przekazywać tego własnym dzieciom. Chciałabym zatrzymać falę, przyszykować porządny zbiornik retencyjny dla tradycyjnych powodzi klęsk.   
A Wy? Co myślicie o sposobie, w jaki ocenia siebie i wydarzenia optymista i pesymista? 
Według którego wzoru mówili do Was Wasi rodzice i nauczyciele? Jak mówili o innych, jak o sobie? Jak sami o sobie mówicie, myślicie? Jak radzą sobie z sobą i jak mówią do Was Wasi partnerzy, Wasze dzieci, Wasi szefowie, Wasi przyjaciele? Jak przyjmujecie, widzicie trudne sytuacje życiowe? Jak znosicie niepowodzenia, co jest dla Was niepowodzeniem? Jak reagowaliście na wystawiane w szkole oceny? Jak czujecie się w pracy? W rodzicielstwie? W związkach? Jak Wasze dzieci przyswajają polski system ocen zaprojektowany jako system kar (niewymierzanych w ramach nagrody, bo tym de facto są dobre oceny, brakiem kary “tym razem”, codziennym zagrożeniem)?
Wymyśliłam sobie ten problem z nieumiejętnością adekwatnej oceny sytuacji, niewiarą w siebie i poczuciem winy, czy też go widzicie? I jak według Was nasz kraj wypada w tych sprawach na tle innych krajów? I czy historia Polski i sposób, w jaki nasz kraj ją nosi na pleckach, są bez znaczenia?

Damy radę w którymś pokoleniu zezłomować podręczne puszki Pandory, które nam podstawiono w miejsce poczucia własnej wartości?

Fala

Fala

La cage quand la créature s’empare de la ville by Sandra Chevrier

Jestem.

Pojechałam z północy na słoneczne południe nałykać się słonej wody i uśmiechów, powąchać powietrze, a potem wróciłam, dziwny spacer po mapie, do kresu. W głowie “Włoskie szpilki” Magdaleny Tulli; kolejny tydzień myślę.

O tym, co przeoczyłam, tak wrosło.

O domowych podwykonawcach historii i wyroku dziedziczenia ciężarów i błędów.

O nas.
O kraju poniżonych ludzi.

O chłodzie, czereśniach, talonach na moje nylonowe rajtuzki i śniegu.

Ciężkie obręcze spojrzeń na biodrach, ogniwa łańcuszka, obraz Matki Boskiej wędrujący od domu do domu, różańce i różaneczniki, spiżarnie pełne solidnej pleśni kompotów, ukradzione dobrym państwu srebra i domowy chleb. Historia z mereżką, pomniki kilku bohaterów i milionów ofiar, geografia kondolencyjna, wieńce dla ziem utraconych, wieńce dla ziem odzyskanych i rozmarzony uśmiech mojego ojca, gdy w wigilię śpiewa dziecinną kolędę:

Stille Nacht, heilige Nacht
Alles schläft, einsam wacht
Nur das traute, hoch heilige Paar
Holder Knabe im lockigen Haar
Schlaf’ in himmlischer Ruh’
Schlaf’ in himmlischer Ruh’

Nie wybrzydzaj, kiedy przypadło Ci żyć w swoim kraju. Jest ładny i wcale regularny, krawędzie tak ładnie załamują się w jutrzence wolności. Tradycja powietrza, głodu, ognia i wojny jest ważna, chroni przed nazbyt swobodną osmozą liberalnych myśli i sakralizuje uprawę ziemniaka. Gdzie indziej ugłaszczesz tak szorstki łan pszenicy, gdzie indziej jak rodzice rodziców tak starannie zaniechasz i nie osiągniesz, gdzie indziej tak chrześcijańsko nie zaufasz bliźniemu? Nie wolno Ci zaprzepaścić dziesiątek lat w oślej ławce Europy, tu się dzieje cenione misterium kary bez powodu, naucz się od rodziny co wieczór wyrzekać na swój los jak na niesprawiedliwie odebrany odpis od podatku, opłakuj, nie zmieniaj.

Nasze machlojki w wolnej woli, bo jest żelazowa, różdżkarze sumienia z giętką wierzbiną przykazań, liczenie w systemie zdrowaśkowym, jeśli chwileczkę poczekasz, dobra pani napisze jeszcze projekt unijny. W testamencie wycieczki szkolne z chorągiewką zakazów, wiejskie pogrzeby i kolejki po kawę zasiłku, pokolenia z jedną parą butów na całą rodzinę, zgięta wpół starość na peryferiach systemu ubezpieczeń, wąsate brygady ojców i synów wypalone jak napisy na cegłach, matki i żony wychowane do życia w żałobie, atmosferyczne fronty słabszych, biadolenie i płacz, ze świata czterech stron, z jarzębinowych dróg, gdzie las spalony, wiatr zmęczony, noc i front.

Dziewczęco skromny biały kołnierzyk, grube wełniane pończochy, uróżowane policzki i śmierć. Kiedy moja mała mama jechała ze swoją mamą na wesele, wtedy, dawniej, stanęły przed domem nowożeńców, babcia wyciągnęła z torebki z wężowej skórki czerwony bibułkowy kwiat, pośliniła i natarła nim sobie i córce policzki. Poszły na wesele, dwie lalki krew z krwi, trzeba było myć bibułowy kolor, nakazała weselnie rodzina. W tej samej torebce mama trzyma do dzisiaj nasze świadectwa szkolne, akty zgonu, mleczne zęby, pamięć, uróżowany lęk, a wszystko trzeba będzie zabrać, odziedziczyć, jestem już gotowa, jak pytania, to tylko po śmierci.

Żelazka z naszego strychu mają duszę, cały naród z naszego strychu ma duszę, dla wygody od razu bez ciała, żeby szybciej zmartwychwstać, bo życie boli, więc po co rujnować się na szczęście. Memento amori, waginalia non sunt turpia, brakuje dowodów na miłość od wielu pokoleń wstecz, zauroczenie jest tu zwykłym błędem językowym, młodym jeszcze przydarza się delikatnie cielesny hiatus w systemie wysokich wartości, w szafie kruche jak pył barchanowe pajacyki dla dorosłego mężczyzny z odpinaną w kroku klapą; mama niechętnie i krótko wspomniała kiedyś o największym nieszczęściu dla kobiety – jednej z sąsiadek trafił się mąż, na szczęście umarł, co chciał z nią codziennie, mało tego, parę razy dziennie.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo, jesteśmy sumą wszystkich narodowych klęsk i przerażeń, miejscowo znieczuleni podległością, osłupiająco nieporadni bez wspólnego wroga. Pamięć aportuje, ucieszona, już to gdzieś widziała, takie psy, co całą służbę na jednym łańcuchu – gdy je odpiąć, wrócą pod łańcuch, kiedy pogłaskać – wpierw zadrżą lękliwie na widok ręki wzniesionej do głaskania, w wyuczonym strachu – ugryzą, pokochają po psiemu, charcząc i dławiąc dygot nad miską. Może trzeba oddać państwo do adopcji, za kocyk i spacer, państwo nienawykłe do ciepła, państwo z rozstrojem żołądka.

Na naszym strychu Europy cały naród autoimmunologiczny, silne przeciwciała kobiet, do obrony przed własnym życiem, z którym nie wiadomo, co począć, do zakazów i płaczu, do ściągania brwi i wąskiej kreski warg; nic uśmiechniętego. Obowiązkowe szczepienie Polską od pierwszego dnia życia, dawki przypominające w szkolnych ławkach i trybunach sejmowych, wielki zbiorowy wysiłek, abyśmy bez oporu płynęli poza głównym krwiobiegiem kontynentu. W sztafecie pokoleń od tylu już wojen i powstań biegną do nas z tą czarną wstążeczką pamięci. Taka piękna żałoba. Bóle w krzyżu.

Na bal kostiumowy nasze małe księżniczki niech zawczasu wkładają korony cierniowe.
Kraj czeka.