Wioska kobiet

Wioska kobiet

Darcie pierza w Smardzach

Straszliwie potrzebowałam i potrzebuję kobiet. Całej wioski kobiet. Żeby zrozumieć tę część siebie oddzieloną od własnej historii, mniej pojedynczą.

Mieszkam teraz w mieście, w świecie nie-mam-czasu. Jestem element napływowy, jak łzy do oczu, trochę sobie żyję, a trochę się boję, dzień jak co dzień. W rachitycznych ogródkach kamienic przeżywalność kwiatów jest znacznie niższa niż ta, w której ja wyrosłam. Nie poznam historii sąsiadek, bo wymieniamy się tylko zdawkowym nazwiskiem w domofonowym bon tonie.

Nie wiem, jak hodować tu swoje dzieci i jak się tu starzeć. Kiedyś ludzie pomagali sobie opowieścią, dzieląc się nią jak opłatkiem, rany opatrując komentarzem, dziedzicząc, współpłacząc. A teraz każdy wstępnie podejrzany, od pierwszego dzień dobry tania sensacja zwykłych życiorysów, taksonomia metek, twój szczęśliwy numerek to 997. Ja poszłam górą, a oni ciągle prą przed siebie.

Nie, nie ogarniam świata, choć głowę mam tak wielką, że nie chcielibyście kupować na nią czapki – każda mała. Wzorce czerpane z rodziców nie wystarczą, nigdy i nikomu nie mogą wystarczyć. Ja czerpana z rodziców powinnam się już dawno wywinąć podszewką i wziąć całkowitą odpowiedzialność za swoje terytorium. Tymczasem zbyt często patroluję samą siebie z lękowym skurczem serca, kobieta Ikea, skręcona w kostce z gotowych elementów, blada.

Wiem, że moja znieruchomiała historia mnie degeneruje, że potrzebuję więcej historii niż własna, więcej kobiet niż w lustrze, więcej cudzego, bo może właśnie moje. Ta potrzeba, naturalna, mocna i powiązana zwrotnie z potrzebą pisania, dorastała ze mną i trafiała we mnie wielokrotnie, a ze wzmożoną siłą powróciła niedawno, kilka miesięcy temu, i wreszcie wybuchła. Potrzeba wysłuchania kobiet. Poznania innych historii niż własna. Pogłębienia perspektywy, tak aby zrozumieć, co w przeszłości było wzorem i prawidłowością, co naturą, co kulturą, co społecznością, co rodzicem, co pokoleniem, a co patologią.

Zaczęłam pisać, żeby zaczerpnąć z opowieści, żeby przepisać się na czysto, silniejsza. Zaczęłam mówić po latach nieudolnego milczenia.

Wspólne darcie pierza. Czy możecie być moją wioską? Proszę?

Wklej i dopasuj do stylu

Wklej i dopasuj do stylu

Cudowna Marylin Monroe
by Joanna Ławniczak

Mój ojciec jakiś czas temu opowiadał po raz setny, że jako 11-latka wysłali go Niemcy do pracy i musiał pracować w polu, w gospodarstwie, i chodzić z wielkim wiklinowym koszem i zbierać wszystko z ogrodu i pola.  – Zbierał dziadek bawełnę? – zapytała serdecznie najstarsza wnuczka.

Coraz mocniej czuję, że kultura jest naszym jedynym wspomnieniem z przeszłości. Śnią się nam te same Marylin Monroe z podwianą sukienką, robimy zapasy puszek zupy Campbell na zawadiackich T-shirtach, w sprawnej rozmowie i powieściach dla młodzieży robimy sobie aluzje do mitologii greckiej i śmiejemy się smutno w odpowiednich momentach; to jest proszę Państwa bardzo dobry sitcom. Edukacja techniką sitodruku. Nie chodzi o to, że wszystko już było i nocami w łękotce rwie nas postmodernizm. Powielamy prościej, już własną pamięcią, bo pamiętamy przede wszystkim kulturę, łysiejącą plackowato wilczycę, w końcu to ona każde z nas wykarmiła i wyprowadziła na ludzi.

Naszą całą historią, także historią prywatną jest kultura. Tracimy ludzi i współrzędne, nie jesteśmy lokalni, wypadliśmy z czasu. Gdzie się podział nasz kompas, kalendarz i mapa? Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś, really? Jak myślicie, dlaczego tak bardzo były nam potrzebne “Bękarty wojny”. Nie ma większej ulgi dla przestrzelonej wojną pamięci, dla zranionej kultury, aniżeli mistyfikacja wspomnienia.  To tam na co dzień mieszkamy, oglądając się za każdym nieznanym żołnierzem. Kontynent wieńca z goździków.

A Wy. Czy śni Wam się przeszły dzień, czy kultura i sztuka? Czy w snach przechodzicie przez własne, czy przez powieściowo-filmowe światy? Skąd pochodzą Wasze słowa? Echo – skąd odbite? Mama nigdy nie prosiła: – Wykup zawczasu miejsce na cmentarzu?

Czy zastygacie czasem jak wyżły weimarskie, wystawiając ustrzelony celnym słowem cudzy problem? Czy nie zdumiewa Was, że jest w nas więcej, aniżeli przeżyliśmy? Niesiemy z sobą pół cywilizacji, w przytroczonych do brzuchów sakwach, w turystycznych lodówkach na cytaty. Płaczemy sytuacyjnie, mamy kompleksy pobrane na czas życia z wypożyczalni kultury, pokoleniowo wstydzimy się powiedzieć “tampon” w miejscu publicznym, dotykamy absolutu wyłącznie przechodząc przez monopolowy. Nasze dzieci uwielbiają rodzinne spacery po centrum handlowym. To jest świat już po pełnej kolonizacji, każdy jej nowy cykl otwiera się paleontologią wspomnień; pilnuj swojej warstwy, niech Cię ładnie i godnie odkopią.

Byłam kiedyś we śnie taką ładną Małgorzatą z “Mistrza i Małgorzaty” i piłam spirytus z Wolandem. Nie powiedziałabym, że więcej słów w życiu usłyszałam niż przeczytałam. Ile jest mnie we mnie? Wkleiłam i dostosowałam swoją pamięć do stylu, w jakim mówi nasze dobre stado, z jego matkami i ojcami, a każde w tej samej czarnej sukience. Dziewczęta, jak rany, nie obnażamy się w lesie i przynajmniej raz w życiu bierzemy naprawdę dobre antydepresanty. A ja zapinam płaszcz w utrwaloną płcią stronę – kobiety i mężczyźni naprawdę nie powinni mieć guzików po tej samej stronie, bo na czym zbudują tożsamość czyli różnicę. Przecież nie na sobie, bo to nie wypada.

Dokąd właściwie powinnam pójść potem? Czy wolno?

Ach, te śmiesznostki teraźniejszości, jej naiwna wiara, że kodeks jest nienaruszalny, a do poziomek Bergmana nie dodaje się koncentratu z buraka. A wiecie, że był czas, kiedy niebieski i różowy znaczyły dokładnie odwrotnie? 🙂

Książę – niespodziewany zwrot akcji

Książę – niespodziewany zwrot akcji

Książka by Córkinia

Drogi pamiętniczku, moja pięcioletnia córeczka wróciła dziś z przedszkola ze znakomitą w swojej celności niespodzianką.

– Mamo, mamo, zobacz, napisałam sama książkę!

Usiadłam po prostu na widok i zasuwam oprawiać.
Czy mogłabym dostać celniejszy komentarz? :-))

Należy czytać najpierw prawą stronę.
Z uwagi na mocno fonetyczny zapis, podaję transkrypcję:

“Była sobie książka o śpiącej królewnie. Jednego dnia księżniczka obudziła się i pokochała księcia.”

Więc gdybyście zapytywały o Księcia. To wiecie.
Znowu zdążył, chłopak :-).

Książę

Książę

Fashion Zoo by Yago Partal

Nie trzeba wiele.
Pewna ilość białego konia pod księciem. Stan permanentnego oblężenia zwany kobietą. Trochę czasu, w zupełności wystarcza pół życia, no, może całe.

Tyle tylko, żeby książę odrósł od ziemi, wybrał, co miał do wybrania, czyli zawsze słusznie, osiodłał białego konia, przytroczył doń poręczną torbę na spodziewane pół królestwa, westchnął, smarknął, pogalopował, znalazł wojnę, którą wiedziemy ze światem i ciałem, przybył z odsieczą, zdobył nas i pobrał za żonę, za potwierdzeniem odbioru.

Kiedy książę  galopuje, rozmaryn rozwija się pod okiem surowych guwernantek, a okna całego świata pełne są czekających kobiet. Gotowych zebrać zgrabną rumaczą kupę na opał pod pierwszy wspólny schabowy. Wychowanych do życia w skromnej rozwiązłości. Podczas gdy miłość to choroba brudnych rąk, jak uczy przykład Lady Makbet. Nim pojawią się wszakże rozterki i zabawne aspiracje, kobiety szyją zamorską wyprawę i wykonują życie w gramatycznej stronie biernej, podczas gdy książę proaktywnie sunie ku wysokiej wieży, do warkocza, aby okazać awizo na księżniczkę, nie rujnując się przy tym całkowicie na napoje wyskokowe, bo w nieodległej przyszłości bocian i pierwsze bicie. Nie jest mu przy tym wszystko jedno, co po drodze, gdyż glejt dany wprost przez króla zezwala od wieków na niedbałe korzystanie z immunitetu od mandatów drogowych i pochopną egzekucję ius primae noctis w zaułkach i bramach, choć dla księcia jaka to przyjemność, tyle krzyku o nic. Czy kobiety doprawdy nie chcą być gwałcone, skoro same się proszą, i od dziecka wiedzą, po co makijaże i zsunięte z de jak definicja spódniczki. Ach, życie. Panie takie ładne i takie smutne. Niech czeszą warkocze. Samo się za żonę nie pojmie.

Czy gdybyśmy tylko czytały inne książki. Gdyby w rycerskiej Europie nie było konkursów piękności, a nasza rękawiczka tak bardzo nie spodobała nam się na tle zbroi. Czy gdyby Śnieżka trochę więcej piła i nie miała dyskretnego manicure mimo męczących prac domowych dla siedmiu naprawdę niskich kolesi. Czy gdyby nasze koleżanki księżniczki z kilkuset lat literatury, malarstwa portretowego oraz filmów 3D były proporcjonalnie mniej głupie i mniej piękne, a Walt Disney nie poszedł się zamrozić, żebyśmy sobie nie myślały.

Czy miałybyśmy inne kartoteki, sukienki, rany, język, losy?

Czy uszłybyśmy wreszcie z życiem z tej epidemii, w której nawet, a może przede wszystkim kobiety od kobiet zarażają się stereotypami, dziedzicząc wenerycznie marzenie swojej części gatunku?

Czy naprawdę o nas tutaj chodzi.
Czy to naszą historię wypadałoby zmienić.
Nie wiem, nic nie wiem, nie porozmawiamy, mężczyźni już jadą na obiad. Długo myją ręce.