Cudowna Marylin Monroe
by Joanna Ławniczak

Mój ojciec jakiś czas temu opowiadał po raz setny, że jako 11-latka wysłali go Niemcy do pracy i musiał pracować w polu, w gospodarstwie, i chodzić z wielkim wiklinowym koszem i zbierać wszystko z ogrodu i pola.  – Zbierał dziadek bawełnę? – zapytała serdecznie najstarsza wnuczka.

Coraz mocniej czuję, że kultura jest naszym jedynym wspomnieniem z przeszłości. Śnią się nam te same Marylin Monroe z podwianą sukienką, robimy zapasy puszek zupy Campbell na zawadiackich T-shirtach, w sprawnej rozmowie i powieściach dla młodzieży robimy sobie aluzje do mitologii greckiej i śmiejemy się smutno w odpowiednich momentach; to jest proszę Państwa bardzo dobry sitcom. Edukacja techniką sitodruku. Nie chodzi o to, że wszystko już było i nocami w łękotce rwie nas postmodernizm. Powielamy prościej, już własną pamięcią, bo pamiętamy przede wszystkim kulturę, łysiejącą plackowato wilczycę, w końcu to ona każde z nas wykarmiła i wyprowadziła na ludzi.

Naszą całą historią, także historią prywatną jest kultura. Tracimy ludzi i współrzędne, nie jesteśmy lokalni, wypadliśmy z czasu. Gdzie się podział nasz kompas, kalendarz i mapa? Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś, really? Jak myślicie, dlaczego tak bardzo były nam potrzebne “Bękarty wojny”. Nie ma większej ulgi dla przestrzelonej wojną pamięci, dla zranionej kultury, aniżeli mistyfikacja wspomnienia.  To tam na co dzień mieszkamy, oglądając się za każdym nieznanym żołnierzem. Kontynent wieńca z goździków.

A Wy. Czy śni Wam się przeszły dzień, czy kultura i sztuka? Czy w snach przechodzicie przez własne, czy przez powieściowo-filmowe światy? Skąd pochodzą Wasze słowa? Echo – skąd odbite? Mama nigdy nie prosiła: – Wykup zawczasu miejsce na cmentarzu?

Czy zastygacie czasem jak wyżły weimarskie, wystawiając ustrzelony celnym słowem cudzy problem? Czy nie zdumiewa Was, że jest w nas więcej, aniżeli przeżyliśmy? Niesiemy z sobą pół cywilizacji, w przytroczonych do brzuchów sakwach, w turystycznych lodówkach na cytaty. Płaczemy sytuacyjnie, mamy kompleksy pobrane na czas życia z wypożyczalni kultury, pokoleniowo wstydzimy się powiedzieć “tampon” w miejscu publicznym, dotykamy absolutu wyłącznie przechodząc przez monopolowy. Nasze dzieci uwielbiają rodzinne spacery po centrum handlowym. To jest świat już po pełnej kolonizacji, każdy jej nowy cykl otwiera się paleontologią wspomnień; pilnuj swojej warstwy, niech Cię ładnie i godnie odkopią.

Byłam kiedyś we śnie taką ładną Małgorzatą z “Mistrza i Małgorzaty” i piłam spirytus z Wolandem. Nie powiedziałabym, że więcej słów w życiu usłyszałam niż przeczytałam. Ile jest mnie we mnie? Wkleiłam i dostosowałam swoją pamięć do stylu, w jakim mówi nasze dobre stado, z jego matkami i ojcami, a każde w tej samej czarnej sukience. Dziewczęta, jak rany, nie obnażamy się w lesie i przynajmniej raz w życiu bierzemy naprawdę dobre antydepresanty. A ja zapinam płaszcz w utrwaloną płcią stronę – kobiety i mężczyźni naprawdę nie powinni mieć guzików po tej samej stronie, bo na czym zbudują tożsamość czyli różnicę. Przecież nie na sobie, bo to nie wypada.

Dokąd właściwie powinnam pójść potem? Czy wolno?

Ach, te śmiesznostki teraźniejszości, jej naiwna wiara, że kodeks jest nienaruszalny, a do poziomek Bergmana nie dodaje się koncentratu z buraka. A wiecie, że był czas, kiedy niebieski i różowy znaczyły dokładnie odwrotnie? 🙂