Gotico Corvide by Maurizio Quarello |
Dziś mam dużo pierza do podarcia, oskubałam pół ptaków Hitchcocka, więc siadajcie. Czy Wy wiecie, że ci cholerni starzy rzymianie, a wszyscy nie żyją, więc że ci cholerni starzy rzymianie oznaczali sobie dobre i złe dni w kalendarzu w białych i czarnych kamyczkach, co jest zapisem uciążliwym do archiwizowania, ale wyjątkowo czytelnym. Taki prototyp infografiki do twardych danych. Widok czasu.
Ciekawe, jak im się układały wzory. Z życia. Czy szczęście i klęska migotały pepitką, kodem kreskowym, białym krukiem, czarną owcą? Czy po latach widać było równiutki, cykliczny ścieg czarnych rozpaczy i krachów po błogosławionych bielach ulgi? Czy te proporcje radości i smutku, nagle takie widzialne, ciągnące się przez dekady w uskokach i wzniesieniach, niosły komuś pocieszenie, stając się tą dobitną, spójną całością życia?
Myślicie, że przezwyciężali czarny kamień? Że dążyli do bieli? Mieli tylko laur, oliwę i wino, starożytne warsztaty z wizualizacji, oczyszczające podpalenia Rzymu i nowe peplum dla zakupoholiczek, oderint dum metuant. I co za paradoks, że przeżył ich własny język, a nie kalendarze, poczytałoby się te uproszczone biografie, porównało, kto, ach, kto miał gorzej.
Mocno waham się w ostatnich dniach nad wyborem koloru swojego kamyka. Wróciłam do świata z całą energią, a on mi się przedstawił i bardzo go lubię. Ale nie jest lekko, moja ulubiona skoczna piosenka łacińska Fortune plango vulnera stillantibus ocellis (losu opłakuję ciosy z łez pełnymi oczy) świetnie pasuje jako piosenka tygodnia. W ręce nieco bezwładniej niż zwykle nagle trzymam trochę nieoczekiwanie niedobrych wyników. Bardzo dyscyplinujące, zaskoczone uczucie, że to się wydarza, równie naturalne jak dialogi Isaury, znakomicie opisane u Zakurzonej.
Biały kamień, czarny kamień.
Czy mam wpływ na wzór końcowy?
Jak to podrzeć? Wiecie?
moje są najczęściej jednak szare – to daje im szansę
jutro dojdę poczytać
Maryś, to co z szarymi się robi? Szoruje?
Zależy jakie kamyki chcesz widzieć, jaki sobie filtr założysz. Jak się człowiek uprze to w każdym dniu dojrzy czerń.
Wszystkie kamyki staram się malować na biało ostatnio. Jeden dość trudno, ale się staram, pisanie nieprawdopodobnie pomaga.
Oj tam, oj tam. Bez czarnych nie będziesz wiedziała, że masz białe. Ważne, dla mnie przynajmniej, by z czarnych wyciągnąć składniki odżywcze dla siebie. Jak w tym powiedzeniu – nieważne, że upadasz. Najważniejsze, żebyś nie wstała z pustymi rękoma. Czy jakoś tak 😉
większego uporu trzeba, by biel dojrzeć i wyłuskać 🙂
Katachrezo, przesyłam życzenia przewagi białych dla Was.
Wierzę, że czarny się po prostu czasem zdarzyć musi, żeby postawić do pionu, ustawić priorytety. I najczęściej jest po prostu kwestią przypadku. Co jest trochę przerażające, a trochę nie.
Albo-albo, białe-czarne, to-lub tamto, dobre-złe, ciało-dusza, kobiece-męskie, itp, itd…
Dualizm.
Uciekam od dualizmu, nie chce go – zawęża świat, dzieli, wymusza oceny.
A gdzie kamyki różowe, żółte, brązowe, lazurowe?
Białe i czarne wsród nich, a jakże, ale WSRÓD, a nie TYLKO.
A moze biały kamyk ma czarny spod i na odwrot? Albo zielonkawe zylki? Albo czerwona kropke?
A kształty? Wielkość? Chtopowatosc lub gladkosc? Z rzeki czy z morza? A moze z ziemi?
Kamyk ma wiele wymiarów 🙂
Tak wole układać kamykowy wzór…
Oczywiście, to nie do Ciebie osobiście Katachrezo 🙂
Tylko do tych cholernych starych rzymian – tam gdzieś dualizm się zaczyna i zaczyna się wielkie podzielenie.
Bardzo podoba mi się ta koncepcja z kamykami, to taki namacalny, konkretny ślad!
Że ten dzień istniał, wydarzył się w zamkniętym kształcie swojej odrębności. Nie był tylko mirażem, zlepkiem ulotnych chwil, ale twardym minerałem, nie do podważenia:)
Czy mamy wpływ na ich barwę? Przecież ten kamień, który zwykle w bucie uwiera przeważnie jest czarny. Często do samej głębi. Ale bywa i tak, że po wstępnym lub bardziej solidnym ociosaniu odsłania przed nami zupełnie inną barwę:) albo też jest pryzmatem, przez który dzień rozszczepia się na całą szerokość palety.
Idąc dalej, te białe kamienie także chętnie przystroiłabym w kolor, niech ta mozaika naszego życia nie będzie taka monochromatyczna:) niech nabierze barwy uczuć, emocji. Wetknijmy tu i tam skamielinę sensu dla urozmaicenia. Nigdy nie wiadomo, który z nich będzie kamieniem węgielnym pod budowę nowego w naszym życiu.
Przecież dzień po dniu, kamyczek po kamyczku wznosimy nasze małe, prywatne Stonehenge.:)
Ja też uważam, że bez czarnych nie widać białych.
Czy jakoś tak 🙂
Zakurzona, dziękuję za życzenia, bo wiesz. Potrzebne bardzo teraz. Co jest trochę przerażające, a trochę nie. Indeed.
I jeszcze, Pokoju, o tak, wycisnę czarne jak się tylko da. Soki będę robiła.
I ja przyłączam się do życzeń całym sercem! Obyś jak najszybciej ściskała w dłoni zdecydowanie korzystne wyniki:) Oraz siły i wiary w tej dusznej niepewności…
hahaha, nie jak mam szare tło – to nic nie zakłóca percepcji i mogę na nim malować swoje własne obrazy w myśl "jak dasz mi kredki, to namaluję sobie raj i doń wejdę" 🙂
Dziękuję, Alcydło, życzenia potrzebne jak nie wiem, co.
Wiem wiem 🙂
Patrzę na starych cholernych rzymian i myślę o tym, co obie mówicie, Ty, Mamo w Centrum, i Ty, Alcydło: że więcej odcieni i kolorów pośrodku niż tylko czarny i biały.
A ja myślę, że to wyjątkowo dobry dualizm. Trzymam kamyk w ręku i wiem, że to ja muszę zdecydować, czy dzień był dobry, czy zły. A ogromnie nie chciałabym obejrzeć się za siebie i zobaczyć, że pozwoliłam na czarne pasmo klęsk i niepowodzeń. Biały i czarny to wybór bardzo ostry i czysty, odpowiedzialność cywilna za swoje szczęście i nieszczęście.
Zanim odłożę wieczorem ten kamień, mam cały dzień, żeby się z nim zmierzyć, pracuję całą sobą na biały. I będzie mój.
Alcydło, tak, ja chcę zbudować moje jasne Stonehenge. Więc niech pod koniec dnia kamień będzie biały. Jak pisze Zakurzona, czarny musi się zdarzyć, żeby postawić do pionu. Tak to właśnie widzę. I szoruję do białości, żeby ze złego dobre. Wychowankowie Pollyanny, choć serdecznie zaskoczeni dorosłym życiem, od dziesiątek lat nie potrafią inaczej i wyciągają teraz wszystkie moce, aby zrobić remont kalendarza.
Kolorowe, opalizujące kamienie są dla mnie w ostatecznym rozrachunku białe, bo to kamienie Waszego panowania nad życiem, akceptowania jego złożoności, mądra zgoda na wielowymiarowość świata. Takie jest chyba szczęście. Własne. I tu się również w ostatecznym rozrachunku – wcale nie różnimy.
Serdecznie Was pozdrawiam!