Nicola Tesla in his Laboratory

Zsuwam się z ostatnich dni nieprzytomna, spać. Zjeżdżalnia jak zawsze w wygodnym kształcie wstęgi Möbiusa, budzę się ciągle po tej samej stronie. Choruję chyba na przewlekłą fikcję. Bo przecież niemożliwe, żeby coroczne nieszczęścia miały taki dar regeneracji i wracały jak zły szeląg w tym zdzierskim systemie płatniczym “sobą za życie”. Straszna lichwa.

Więc jak co roku o tej samej porze, siedzę na tym cholernym przerdzewiałym wieczku od puszki Pandory i dopycham je nogą. A tak okropnie chciałabym pójść w miasto z butelką wina i kraść tulipany z zieleni miejskiej.