Przemoc: zabawa w chowanego

Przemoc: zabawa w chowanego


Camouflage by Axel Chang

Jason Katz w książce “Paradoks macho” opisuje eksperyment, w którym dwie obecne na sali grupy: mężczyzn i kobiet, mają wypisać na tablicy wszystkie sposoby, jakich używają, aby uchronić się przed przemocą.


W tym niedługim eksperymencie mężczyźni nie wiedzą, co wpisać, śmieją się. Na tablicy pojawiają się dwa wpisy.

Następnie podnoszą się kobiety i błyskawicznie zapełniają tablicę niezliczonymi sposobami, na jakie każdego dnia starają się uchronić przed przemocą.

Lista jest bardzo długa i pomysłowa. 

Drobiazgowo przemyślana.
Bardzo dobrze ją znamy, potrafimy ją dowolnie poszerzyć. 

Unikanie niebezpiecznych miejsc.
Noszenie przedmiotów do samoobrony.
Skromne zachowanie, skromny strój, niewyzywający makijaż.
Trzymanie nóg razem. 
Zabezpieczenia dodatkowe. 
Wisiorki z lusterkiem odbijające twarz natarczywie przyglądających się mężczyzn.
Rajstopy mocno kryjące.
Nieubieranie obcisłych ubrań.
Brzydnięcie. Nieepatowanie urodą. Kameleonizm, wtapianie się w otoczenie.
Brak makijażu.
Groźny wyraz twarzy. 
Unikanie pustych ulic, chodników, parków, zarośli. Niewychodzenie w nocy. 
Unikanie obcych. 
Unikanie grup. 
Unikanie pijanych. 
Unikanie nieznajomych trzeźwych. 
Niepicie alkoholu. 
Pilnowanie drinków. 
Noszenie bielizny sportowej, mocno przyciskającej biust do ciała. 
Niezakładanie wysokich obcasów, ponieważ są wyzywające, a dodatkowo trudno się w nich obronić i jeszcze trudniej uciekać. 
Niepatrzenie pijanym w oczy, nieprowokowanie potencjalnego sprawcy. 
Nieustanna analiza sytuacji, kontrola okolicy. Sprawdzanie wzrokiem mijanych bram, podcieni.

Niekończąca się weryfikacja, którego z przedmiotów noszonych przy sobie można użyć do obrony.
Kluczyki do samochodu przy przejściu przez parking.
Parasolka.
Torebka.
Buty.

Ciosy. W co, jak mocne.
Kalkulacja – bić czy uciekać.
Ocena – bronić się podczas napadu czy ulec, aby nie ryzykować większej brutalności.

I jeszcze coś: mała dziewczynko, nie chcielibyśmy cię smucić, ale jest coś, o czym powinnaś wiedzieć.
Ty też uważaj.
Zacznij już powolutku uważać.
Z roku na rok powiemy ci więcej, nie chcemy za szybko cię wystraszyć.

Tymczasem nie podchodź.
Nie ufaj.
Na plac zabaw spodnie, nie spódniczka.
Nie kupimy ci tej bluzeczki, jest zbyt wyzywająca.

Kogo wyzywają te bluzeczki?
Co za sprytna metonimia.
Bluzeczka na ramiączkach nie jest ZAMÓWIENIEM PRZEMOCY PRZEZ DZIEWCZYNKĘ.
UBRANIE NIE JEST ZAMÓWIENIEM PRZEMOCY PRZEZ KOBIETĘ.

Edukacja do życia w przemocy.
Co za mordercza, wieloletnia praca. Egzaminy codziennie.
Lista sposobów na przetrwanie bezradnie ściskana w ręce.

Dziedziczymy tę listę w linii żeńskiej.
Proszę, dla ciebie, koleżanko. I dla córki. I wnuczki.
Żeby się pilnowała.

Zdumiewający brak polityki równościowej w dziedzinie przemocy, hrabio narodzie.
Nie chodzi wyłącznie o dzielenie się odkurzaniem i gotowaniem.
Bezwzględnie trzeba podzielić się tą odpowiedzialnością za ochronę przed przemocą.
Od początku.

Ucząc małych chłopców, napominając codziennie, zwracając uwagę, przekazując obowiązki.
Każdy mały chłopiec powinien zostać wyposażony w listę poleceń i zakazów mających na celu ochronę przed przemocą. Ochrony nie tylko siebie, ale też innych. Listę rzeczy, na które nie wolno mu się zgodzić. Przeciwko którym ma wystąpić.

I tak, mam taką osłupiająco prostą refleksję:
Nikt tego nie uczy.
Chłopców nie uczy się nieprzemocowego zachowania.

W wolnych chwilach ojcowie wyśmiewają się z ich matek.
Mówią im, że brzydko wyglądają.
Można je właściwie uderzyć.
Są głupie i nic nie warte.

Świat gwiżdże, kiedy obok przechodzi kobieta.
Kładzie jej rękę na tyłku.
Gapi się w jej biust.
Seryjne “nic wielkiego”.

Dopóki nie musisz puścić córki samej, tą samą ulicą.
Będziesz na nią bardzo zły, kiedy nie uda jej się uchronić.

Tam, dokąd idzie dziewczynka, a potem kobieta, jest bardzo ciemno.
I nikt nie ma pewności, czy stamtąd wróci.
Dla pewności wydłuża jej się listę sposobów na przetrwanie.

Lista jest naprawdę bardzo szczegółowa.

Komenda Powiatowa Policji w Lubinie, jak podają wytrwali tropiciele z Mocy przemocy, doradza w “Policyjnym Poradniku dla kobiet”:

Wygląd zewnętrzny

  • często, wygląd zewnętrzny stanowi jedną z głównych przyczyn zaczepek ze strony mężczyzn,
  • krótkie spódnice i wydekoltowane bluzki zostaw na spotkania w gronie ludzi, których znasz i z którymi czujesz się bezpiecznie, 
  • mocny makijaż, mini spódniczka i buty na wysokim obcasie nie są najodpowiedniejszym strojem na przejście przez park w nocy, 
  • pamiętaj, że Twój prowokujący wygląd wielu mężczyzn potraktuje jako zaproszenie do krótkiej i owocnej znajomości.

    Zachowanie
  • nawet w gronie dobrych znajomych kontroluj granice wzajemnych kontaktów damsko-męskich, 
  • jeśli spożywasz alkohol na spotkaniach towarzyskich, zakończ jego spożycie na etapie, kiedy wszystko wokół widzisz i postrzegasz wyraźnie. Istnieje takie chamskie przysłowie „baba pijana to cnota sprzedana”, 
  • gdy czujesz się skrępowana nowym otoczeniem nie dodawaj sobie odwagi alkoholem. 
  • uważnie przyglądaj się nowym znajomościom – zwłaszcza z mężczyznami, 
  • nie prowokuj mężczyzn zbyt zalotnym zachowaniem. 
  • To zaledwie wycinek, polecam uważną lekturę całości.
    Przypomnijmy sobie eksperyment Katza: warto w nim zastosować technikę kłębka odwijanego wstecz, dojrzeć narodziny obu list, obu tablic, obu spisów, obu technik egzystencjalnych.

    Dociera wtedy z całą mocą to wygwizdowo wychowania do życia w przemocy, ten wilczy dół, pustkowie, nieobecny adres: brak policyjnych poradników dla mężczyzn. Brak poradników dla chłopców. 

    Mężczyzn nie uczy się i nie napomina nieustannie, nie wychowuje się do niegwałcenia, niebicia i nieponiżania. Są – jako dzieci, jako nastolatkowie, jako dorośli – poza tym uporczywym systemem zakazów. Obejmuje ich po męsku kodeks karny. Już po. Ale nie żadna banalna przezorność, odpowiedzialność społeczna. Żadne napominanie drugiego, żeby nie robił. Żadne: zero zgody na przemoc. 

    Skąd to przeoczenie?

    Mężczyźni od kobiet różnią się tylko jednym drobiazgiem.
    Nie są obciążeni obowiązkiem skromności. 


    Skromność – bo czy to nie ona powoduje, że kobiety, a nie mężczyźni, odpowiadają za zapobieganie przemocy?

    Skromność jest oczekiwaną strategią bycia i przymusową strategią języka, w jakim wypowiadana jest kobiecość. 

    Pewne zachowania i pewne części ciała należy ukrywać. 
    Najlepiej – całą kobietę.
    Nie nosić jej przy sobie. 
    Tak jest dużo bezpieczniej.

    Biologia kobiety, całość kobiety została nacechowana kulturowo.

    Kobiety są tymi, które zostały obciążone odpowiedzialnością za jej schowanie, nienoszenie kobiecości. 

    Noszenie kobiecości grozi przyjściem po nią. Nierespektowaniem kobiecego “nie”.

    Język kobiet jest językiem nieobecności, ukrywania się. Dziedziczy przemoc, jak wiedzę o dojrzewaniu ciała. Dojrzewanie ciała powiązane jest z dowiadywaniem się dziewczynki o narażeniu ciała na przemoc.


    Musisz się schować, kochanie. 
    Dłuższe i szersze ubranie. 
    Mniejszy dekolt.
    Ochrona.
    Kamuflaż.

    Jeśli będziesz miała szczęście, to cię NIE ZAUWAŻĄ.

    Kodeks przemocy zakłada, że to kobiety powinny uciekać. Plemię wyznaczyło im rolę antylop, zwierząt uciekających przed drapieżnikami.

    Właśnie ta część wychowania jest zepsuta i powinna ulec zrównoważeniu.
    Doskonale wyjaśnia to poznańska pedagożka i socjolożka dr Iwona Chmura-Rutkowska w rozmowie o przemocy w gimnazjach i o reakcjach społecznych. 

    Nie wolno pozwalać na wychowywanie chłopców do bezkarnego naśladowania przemocy.
    Należy zatamować ten model wychowania u powielających go rodziców i nauczycieli.

    Nie wolno tolerować braku reakcji na przemoc.
    Nie umetafizyczniać przemocy. 
    Nie pozwalać ofiarom zniknąć z relacji o zasmuconych sprawcach.
    Nie usprawiedliwiać.

    Mam kurwa dość usprawiedliwiania przemocy.
    Przepuszczania jej z miernym do następnej klasy.
    Przemoc to przemoc.
    Nie interesuje mnie, ile ta przemoc ma lat.

    Żądam wysłania wszystkich jednakowo na ten sam lektorat.
    Z mówienia “nie”. I rozumienia, że “nie” znaczy “nie”.

    Chciałabym, żeby ktoś nam pomógł nie chować ciała. 
    Chciałabym je spokojnie ponosić, zanim ono umrze. 

    Chciałabym, aby moje córki nie bały się brać ciała ze sobą. 

    A jak Wy bronicie się przed przemocą?
    Czy kiedykolwiek musiałyście się bronić?
    Czy zachowujecie ostrożność w jakichś sytuacjach? W jakich?
    Czy uczycie córki, żeby były ostrożne?

    Co naprawdę można zrobić, aby podzielić się odpowiedzialnością za przemoc?


    ——
    aktualizacja 20 maja 2015, 10:20: 

    Agnieszka z Mocy Przemocy przysłała link do zdjęć wprost ilustrujących listę sposobów ochrony przed przemocą – koniecznie obejrzyjcie Guarded by Taylor Yocom


    Guarded by Taylor Yocom



    Lalki Seligmana

    Lalki Seligmana

    Tree Change Dolls by Sonia Singh

    Idę szybko przez publiczną bibliotekę kultury. Dział dziecięcy. Konsumpcja.

    Okna wystawowe sklepów z zabawkami uczą dzieci podstawowych strategii narracyjnych, są pierwszymi bibliotekami, wypożyczalnią kostiumów na przyszłość.

    Obserwuję w sklepowych witrynach pozycje tych lalek. Siedzą na krawędziach plastikowych basenów, w drzwiach plastikowych stadnin i zamków. Trzymają chudą dłonią plastikowe yorki. Są nieruchome, z ograniczonym rekwizytorium. Ich plastikowe wyposażenie aspiruje wyłącznie do zamożnej chudości.

    Lalki bez prawdziwych przygód. Lalki do których nie można “wyobrazić sobie”, ponieważ są historią zamkniętą. Skazaną na Kena i chromowaną armaturę w lofcie.

    Małe dziewczynki dostają od nas lalki do czytania. Lalki przeprowadzają nasze córki przez dzieciństwo w stronę dorosłości. Uczą bycia rekwizytem, w trybie stand still.

    Jak długo można iść za rękę z historią niemożliwą, z kimś biernym i sztucznym? Do czego można używać plastikowego ciałka skrępowanego skąpym bikini? Ile jeszcze wytrzymają dziewczynki z lalkami bez właściwości, skoro nie mogą się w nich przejrzeć, dopóki nie zostaną nimi?

    Biernie siedzące na krawędzi plastikowego basenu chude lalki są jak psy Seligmana, które w eksperymencie pozbawiane były poczucia wpływu na sytuację. Dziewczynki długotrwale uczone bezradności idą bezwolnie usiąść w witrynie życia. Zarażają się poczuciem braku sprawstwa. Widowiska kobiecości utrwalają w nich przekonanie o braku związku przyczynowego pomiędzy własnym działaniem, a jego konsekwencjami. Akceptacja w ich odczuciu naturalnie i każdorazowo pochodzi z zewnątrz, poświadczenie ich wartości jako ludzi odbywa się wraz z przekazaniem dyplomu komplementu dla nich jako kobiet.

    Kiedy zachowają figurę pomimo urodzenia dziecka.
    Kiedy „uda im się” łączyć karierę zawodową z macierzyństwem.
    Kiedy zostaną dobrą żoną, matką i kochanką.
    Kiedy określi się je jako całkiem dobre w czymś pomimo bycia kobietą.
    I kiedy zachowają figurę i atrakcyjny makijaż podczas bycia całkiem dobrymi w czymś mimo bycia kobietą.

    Jestem zniecierpliwiona tą inscenizacją.
    Chciałabym nie przeznaczać córek do roli lalek.

    Czy można mieć lalkę pomagającą wziąć udział w prawdziwym życiu?
    Jak w projekcie Tree Change Dolls, w którym artystka Sonia Singh wykonuje na starych lalkach Bratz make-under w miejsce zastygłego przesadnego make-upu.

    Spod warstwy cieni do oczu i szminek na ustach złożonych do aktów strzelistych wyglądają prawdziwe twarze zwykłych dziewczyn.  Nie muszą dłużej chodzić w bikini i złotych sukienkach, dostają spódniczki midi, wygodne spodnie i bluzeczki w kwiatki, sweterki i zwykłe buty, w których da się biegać po ogrodzie.

    Lalki w Tree Change Dolls wchodzą do prawdziwego świata.

    Mogą bujać się w huśtawce z opony, spotykać się z innymi prawdziwymi dziewczynami, chodzić po drzewach, bawić się razem w  nieporządnie rosnącej trawie. W zwykłych strojach kąpielowych, bez oglądania się, która chudsza i bardziej charcia, siadają na plaży. Mogą się kąpać i śmiać, zamiast ciągle wyglądać.

    Lalki Sonii Singh odpoczywają od długotrwałego wyglądania.
    Rolą w świecie nie jest już żmudne bycie adorowaną.
    Przyszłość przestaje zależeć od ilości centymetrów w talii.

    Po tej zmianie w lalkach jest mnóstwo zwyczajnej radości. Zabawa pozwala na pełne zaangażowanie, nie tamuje się w niej udziału w prawdziwym życiu. Można się zanurzyć w świecie. Cieszyć się sobą, taką, jaką się jest, najlepszą z możliwych, decydującą o sobie. Dojść wszędzie tam, dokąd postanowi się pójść.

    Co za ulga.

    Tree Change Dolls in orchard
    Ken taki

    Ken taki

    Half-Pants Ken by Katachreza

    Co u Was?
    U mnie tak.

    Ken najczęściej widywany jest w spodniach zdjętych do kolan. Przy samolocie pojawia się incydentalnie, świecąc gołym pośladkiem.

    Maja nie może wyjść z podziwu, że z Kena kompletny anioł. Jak dotąd, mimo cierpliwego oczekiwania, drugorzędowa cecha płciowa nie pojawiła się.

    Kenowi wiedzie się dość słabo, od dłuższego czasu nie wolno mu prowadzić samochodu. Czasami jakaś plastikowa lala wyjdzie za niego za mąż, ale szybko zostawia go w kąciku, porzuconego razem z welonem.

    – Tak już jest, moja śliczna – Maja pobłażliwie głaszcze mnie po policzku, kiedy mimochodem pytam, dlaczego Ken znowu ma zdjęte spodnie, skoro już wiadomo, czego tam nie ma.

    A ja tymczasem, pomiędzy, w ramach ćwiczeń z z rozszerzania czasu, robię konfiturę z truskawek i cierpliwie hoduję marzenie. Niebawem napiszę o stawianiu krzyżyków, szukaniu submarzeń składowych i spełnianiu ich samemu sobie na zachętę.

    Prymuski patriarchatu

    Prymuski patriarchatu

    Ciotka Kena by Zbigniew Libera



    Tęsknię do chcenia.
    Jestem z kraju, który nie chce. Nic nie jest jego.

    Chciałabym, aby ten kraj czegoś chciał. Przeczytał nieco inny elementarz. Poćwiczył techniki snu, marzenia i halucynacje. Poszedł po coś. Nad czymś się pochylił troskliwie, ucieszył. Żeby pomarzył o sobie samym, tym jakiś czas później. Zainstalował sobie przyszłość. Potrzymał w dłoni genitalia patriotyzmu i poszedł uprawiać nimi miłość do ojczyzny bez przemocy i lęku, w czystej bieliźnie, bez czarnych slipów Wallenroda. Ile czasu może zająć narodowi zorientowanie się, że jest wolny do, nie tylko wolny od?

    Słyszę furkot folii, w którą na polecenie kraju owinęłam życie, potrzeby, pragnienia. Pracowicie przebijam się przez warstwy izolacji i uziemienia. Obserwuję kobiety mojego kraju, ciekawią mnie bardzo. Przeglądamy się w sobie, znaczki z tej samej serii z papieżem. Patrzę z dystansu na morze naszej bezinteresownej wrogości, słabość i gorliwość w dyscyplinowaniu innych kobiet. Próbuję zrozumieć, skąd się wzięłyśmy. I ile mogłybyśmy razem.

    MaryLoo napisała w komentarzu do “Wylinki”:

    “Wysoki poziom lęku zmniejszałam szukając akceptacji u innych, odgadując, a nawet wyprzedzając ich myśli. Nadskakiwałam i przytakiwałam.”

    Martwieję, czytając.
    Wyprzedzanie cudzych myśli brzmi bardzo znajomo. Szukanie akceptacji, nadskakiwanie i przytakiwanie.

    Zostałam do tego specjalnie przeszkolona.
    A Wy?

    W rozmowie z Marią Janion “Córki są do wielkich zadań” jest kapitalny moment:

    “- [Renata Dziurdzikowska] Wspiera pani ruch kobiecy w Polsce, docenia kobiety, pisze o kobietach w literaturze. Czytam wywiad z profesor Hanną Świdą-Ziębą, w którym mówi: “Całe życie doświadczałam nietolerancji ze strony kobiet! To one mi mówiły: “Jak ty chodzisz ubrana!”, kiedy przyszłam w spodniach na radę wydziału. “Nie gotujesz obiadów, choć masz męża i dziecko! Jak to, ty nie pierzesz mężowi koszul i on się z tym godzi? Dlaczego nie urządzasz przyjęć?” A Wisława Szymborska współczuje wielu mężczyznom, że mają w domu żony-jędze.

    – [Maria Janion] No tak, ale skąd bierze się jędza? Kinga Dunin napisała o tym bardzo dobry felieton. Kobieta mówi, chciałabym to i to, mam taką potrzebę, a mężczyzna odpowiada: “co ty pleciesz”,”nie nudź”, “później”, albo nic nie mówi, bo nie słyszy, nie słucha, lekceważy. Kobieta już wie, że jej potrzeby są nie na miejscu, nie może ich wyrażać, bo i tak nie będą zaspokojone. I w ten sposób po kilku latach zostaje jędzą.

    Kobiety, które poniżają inne kobiety, są częstokroć strażniczkami systemu, feministki nazywają je zbrojnym ramieniem patriarchatu. Patriarchat już nic nie musi, ponieważ kobiety same wszystko załatwią, same siebie potępią – “jak ty się ubrałaś”, “gdzie poszłaś” – przywołają do porządku w myśl norm mających obowiązywać kobietę. Nasze społeczeństwo jest męskie, narodowe, katolickie, heteroseksualne, zrepresjonowane i represjonujące. Wiele kobiet uwewnętrznia i propaguje to przesłanie.”
    Przerażająca większość Polek to gorliwe funkcjonariuszki patriarchatu. Mamy tutaj wspólną, dość niewolniczą głowę.

    Wyprzedzamy myśli patriarchatu.
    Jesteśmy prymuskami patriarchatu, córkami prymusek, które mówiły nam: “co ty pleciesz”, “tak się nie robi”, “to się nie uda”, “w oknach muszą być firanki, chcesz żeby ci ludzie do domu patrzyli”, “bo się ojciec zdenerwuje”.
    Urodził nas naród z funkcją dozorcy.

    Jestem przekonana, że za naszych czasów rozegra się w Polsce najważniejsza wojna kobiet. Walka o wolność do. Ta walka będzie międzypokoleniowa, domowo-szkolna, nerwowa.

    Tak, nasze córki są do wielkich zadań. To one mogą nareszcie zakończyć proces dziedziczenia. Dostać w posagu surowe możliwości w miejsce rodowych sreber zakazów i ograniczeń. Nasze córki mogą chcieć i śmiało iść do własnych celów.

    Tymczasem wewnętrzne dozorczynie jeszcze w nas mówią. Całe dzielnice kobiet gniewnie wychylonych z mansjonów okien wydają głośny syk, unoszą się nad haftowanym pekińczykiem, cmokają z dezaprobatą.

    Jak chodzisz. Jak się ubierasz, ty mała dziwko. Twoja krótka i brzydka spódniczka jest wykroczeniem przeciwko narodowi, któremu szedł żołnierz po makach i ginął. Naród i tata narodu byliby bardzo niezadowoleni, gdybyś wyszła w tej krótkiej spódniczce do ludzi. Ludzie mogliby poczuć się nieprzyjemnie sprowokowani, a oprócz ludzi również inne kobiety.

    Kupimy ci barbie, tylko nigdy nie ubieraj się jak ta mała chuda dziwka. Damy ci talerz pierogów z cebulą, żebyś nie była taka chuda w białej bluzce ze spoconymi pachami, i żebyś ciężko dyszała, jeżdżąc na swoim różowym rowerku. Ty nasze siedem lat tłustych, przez resztę życia chuda krowo. Wówczas nie sprowokujesz obcych ludzi do czynów niegodnych z twojej winy, a nawet będą ci współczuli podczas procesu myślowego, jaki ci wytoczą. Będziesz podejrzewana o najgorsze, dlatego musisz być najlepsza, i chociaż to nie wystarczy, po prostu się postaraj, trzeba sobie zasłużyć na czerwony pasek na skórze i nagrodę książkową.

    I nigdy, ale to nigdy nie odzywaj się głośno, kiedy nie pytają. A kiedy pytają, szybko i ładnie najpierw podnieś rękę. Możesz podnieść rękę jeszcze zanim zapytają, ale nie odpowiadaj, tylko pokaż, że się starasz i zrób herbatę z cytryną. Na stole puste filiżanki z duraleksu po prababci, aport. Ładnie. A teraz powtórz, dobrze wychowaj córkę. Skromnie. Weź dla niej to samo. 

    Kto mówi w naszych wewnętrznych dozorczyniach?
    Kto je nauczył?
    Skąd się biorą kobiety w kobietach? Kto finguje proces dziedziczenia kobiecości jako kobiecej natury?
    Ile w dozorczyniach biologii, a ile kultury?

    To, co naturalizujemy jako płeć biologiczną, jest wytworzone przez kulturę, i nawet anatomiczny zakres płci biologicznej regulowany jest historycznie i społecznie. Chociażby – nie w każdym z zakresów kobiecość zawiera genitalia. A w jednostronicowej polskiej kamasutrze – od pokoleń pozycja pod migrenę, niepokalane poczęcie i fundusz alimentacyjny w świeżych nenufarach.

    Dlatego ja w moim najbardziej podstawowym sensie nie jestem kobietą, ale stosuję kobiecość, jaką we mnie wyuczono, pozwalając jej wtórnie wytwarzać moją płeć biologiczną. I żebyście dobrze mnie zrozumieli: to nie jest gładkie zdanie i sztuczka teoretyczna. Sprawdzam ją własnym ciałem. Gdyby pierwotnie istniała płeć biologiczna, w języku, jakim kazano mi opisywać siebie jako kobietę, nie brakowałoby pewnych części ciała i pewnych jego czynności. Tymczasem części mojego ciała nie było, nie przyznano mi go, bo mama nie kazała, a ksiądz przed pierwszą komunią wskazał jako skażone grzechem.

    Joanna Mizielińska w “(De)konstrukcjach kobiecości” przytacza za Judith Butler mój ulubiony inicjacyjny performatyw: – “To dziewczynka”, który powołuje nas do życia. Moc stwórcza tej różnicującej formuły towarzyszącej naszemu przyjściu na świat nigdy nie wygasa, podlega rytualnym wzmocnieniom, których celem jest poprawne realizowanie przez nas kobiecości kulturowej.

    Ku kobiecości nie prowadzą nas szamanki, lecz ekspedientki kultury. Silna obrzędowość współczesnej kobiecości jest społecznie znaturalizowana. Rytualne wprowadzenie w kobiecość odbywa się poprzez zaproszenie do konsumpcji kobiecości, zakupy rekwizytów i przeżyć kobiecości, dekorowanie tożsamości, podczas których dorosłe kobiety starają się zaciekle przeciągać małe dziewczynki na swoją stronę.

    – Idź się przejrzyj, jak wyglądasz.

    Figura dzieciństwa, suma naszych dzieciństw: dziewczynka biegnąca do lustra. Między wzrokiem a dziewczynką pojawia się lustro, odbija spojrzenie dziewczynki, budując kobiecość jako nienaturalne zainteresowanie samą sobą, wyłoniony w lustrze zewnętrzny obraz samej siebie i wyobcowany przedmiot rytuału. Dorosłe kobiety gromadnie zaopatrują dziewczynkę w emblematy kobiecości. Dostaje sukienki, spódniczki, kokardki, ściereczkę i ładnie powiedz dzień dobry. Mała dziewczynka maluje sobie usta bez przekonania, ale dostaje zabawkowe zestawy do makijażu tak długo, aby kiedyś bez pomalowanych ust poczuła się nieubrana, a przynajmniej zaniedbana. Z czasem metoda dodawania, model addytywny, w jakim zaczyna funkcjonować ciało dziewczynki, obrasta w kobietę, w której nic nie jest nią samą w sobie, ponieważ byłoby to niegrzeczne.

    – Zobacz, jak teraz ładnie wyglądasz.

    Dziewczynka zapamiętuje, że jest ładna, kiedy dorosła kobieta jest z niej zadowolona.

    Radosne przeglądanie się w lustrze to trening kobiecości i początek głodu przeglądania się, starannych studiów nad cudzym zadowoleniem, budowaniem siebie jako serii uśmiechniętych odbić w oczach innych, pisemnych podziękowań za szarlotkę na szkolne zebranie i całus od naprawdę dobrze wychowanej wnuczki, kiedy poprawnie kontynuuje linię plisy na granatowej spódniczce.

    Ile roboczogodzin spędzono nad nami, abyśmy milczały, oglądając film “Jak tresuje się dziewczynki” Zbigniewa Libery. Ile dekad poświęciło rozrzutne stado, aby umalować nam usta. Jak dużym zbiorowym wysiłkiem wyuczono nas, abyśmy zagryzały ze zdenerwowania wargi, kiedy nasze małe córki nie są tak ładnie ubrane, jak dziewczynka obok. Ile dano nam prywatnych lekcji z nieposiadania ciała w miejscach publicznych. Ilu powtórek i reprymend użyto, abyśmy na widok naszych niewinnie dotykających się małoletnich dzieci pochyliły głowę w poczuciu klęski i nerwowo wyrwały im ręce. Na kołdrę.

    Ile odrzuceń, zaprzeczeń i zaniechań. Ile gestów wyuczonych wbrew głosowi rozsądku. Ile stłumień.
    Ile kłamstw o samych sobie.
    Żeby dostać pochwałę i świadectwo z czerwonym paskiem za odebranie sobie życia.
    Kraj nieżyjących kobiet. Kraj kobiet wychowanych przez lustro, pozostawionych przed lustrem we wczesnym dzieciństwie.

    – Idź się przejrzyj, jak ty wyglądasz, natychmiast to zdejmij.

    Statystyczna dziewczynka w naszym kraju dorasta jako radykalnie niepowiązana ze samą sobą. W miarę upływu czasu pod sukienką księżniczki wyrasta jej dodatkowe ciało, ciało z lustra komplikuje się, pojawia się chwilami z piersiami i cipką, które nie należą do odbicia, i które należy jednocześnie zakrywać i odsłaniać, w zgodzie ze złożonymi zasadami wyznawanymi przez współplemieńców. O piersiach i cipkach, co zaskakuje dziewczynkę, dorosłe kobiety nie rozmawiają ze sobą. Dorosłe kobiety, o ile nie są dziwkami, nie noszą ze sobą piersi i cipek, jakkolwiek nie wolno ich dotykać w miejsca pozostałe po ukryciu tego, co nieskromne.

    Czador fig i stanika. Strefy wycięte z ciała. To skomplikowana lekcja. Świeżo objawione własne piersi i cipkę dziewczynka musi zamykać w elastycznym stelażu, chować je w nie nazbyt obcisłym ubraniu i nie nosić ze sobą do szkoły oraz po ulicach, ponieważ mogłaby zostać złapana za ich posiadanie. Zwierzęta młodych kobiet w sztucznych jedwabiach ostrożnie chodzą więc po ulicach na wzruszająco szczupłych nogach i płoną ze wstydu z powodu noszenia drugo- i trzeciorzędowych cech płciowych odznaczających się pod lekkim materiałem. Kulą ramiona. Dźwigają schowane ciało bez nazwy, ponieważ urodziło im się miejscami wulgarne, skażone, chore.

    Kobiecość kulturowa nie tylko jest więc czymś ogromnie zewnętrznym, jako kostium i rekwizytorium do interioryzacji. Wraz z nabywaniem kobiecości, w dziewczynce odbywa się długotrwały proces bandażowania, wytłumiania fizyczności, redukowania własnych odruchów i potrzeb, oraz systematycznego zastępowania ich kulturowo aprobowanymi nawykami. W tym sensie poprawnie wykonywana kobiecość jest skrajną redukcją autonomii.

    Performatywy powiązane z przeglądaniem się i byciem oglądaną utrwalają w dziewczynkach kobiecość jako obraz. Niestety, aprobata dla obrazu nie trwa wiecznie. Z czasem ruchome, plemienne lustra innych kobiet gorliwie podkreślają wady i odstępstwa od normy. Dorastające dziewczynki nieswojo czują się w towarzystwie coraz bardziej niezadowolonych starszych kobiet, opuszczone na koniec przez rozczarowaną matkę. Wraz z odejściem matki, lustro traci lektora, który opowiadał i wartościował odbicie, pieszczotliwie burząc mu miękkie włosy. Odejście i odwrót matki są podwójnie mocnym zamachem na samodzielność i karą dla dziewczynki za najlżejszą próbę wybicia się na niepodległość. To bezwzględny sygnał: – Koniec tego dobrego, albo będziesz taka jak mówię, albo radź sobie sama. Proponuję wyczyszczenie i wyszlifowanie paznokci. Radość, tak, właśnie tak. Ładnie. Ładnie naśladujesz mamę, brawo. Bądź mną, nie sobą. Bądź kobietą, jak mama.

    Cytatowość kobiecości to betka, póki jesteśmy przy koralach i klipsach, betka przy wysokich obcasach mamy przymierzanych przez małą dziewczynkę, betka, póki jesteśmy przy zewnętrznym aspirowaniu dziewczynki do kobiecości. Kobiecość okazuje się jednak przede wszystkim cytatem świadomości, perspektywy, sposobu oceniania i ferowania wyroków, mnemotechniką stereotypu. To właśnie w tym sensie cytowanie kobiecości reprodukuje strażniczki patriarchatu.

    Dziewczynka musi poprawnie zacytować normę, aby stać się kobietą. Kiedy kobieta wychowuje dziewczynkę, musi pokonać jej wolność, wyobraźnię czyli stan przed obowiązującą wiedzą, musi złamać suwerenność i opór, i wymusić przyjęcie oficjalnie akceptowanej, czyli naturalnej normy. Podkreślić kobiecość. Wyeksponować ją. Wraz z całym sztafażem kulturowym przychodzi stały repertuar zachowań i ról społecznych, pozycji w rozmowie. Nasze dziewczynki nie mówią niepytane, choć stale podnoszą rękę. Potwornie zdenerwowane, kompetentnie milczą na dyskutowany temat. Szybko odkrywają, co należy powiedzieć i jak się zachować, aby zasłużyć na aprobatę. Na przykład – proponują kawę.

     Interioryzacja kobiecości jest w pełni oparta na bezwzględnym posłuszeństwie i gorliwości. Wraz z nałożeniem kostiumu kobiecości, w ręce dziewczynki wpadają coraz to nowe rekwizyty prymusek, kary za wieki tłumienia poglądów i potrzeb: słabość jako metoda komunikacji, agresja wobec własnego gatunku i bezinteresowna nienawiść do sprzeniewierzenia się normie.

    Prymuski patriarchatu wiedzą, że każde kolejne udane pokolenie będzie wymagało ogromnej pracy. Przygotowaniu do życia w zaawansowanej kobiecości towarzyszą niezliczone gesty poprawiania czegoś w dziewczynkach. To trwa, musi potrwać. Wygładzanie, strofowanie, przyuczanie do zawodu miłosnego. Odbędzie się masa ćwiczeń, wysiłku włożonego w to, aby dopilnować poprawnego rozwoju dziewczynek, najchętniej poprzez włożenie ich do pieca na cztery zdrowaśki.

    Głodne prymuski.
    Siedzą cichutko.
    Tak ładnie jak nigdy.
    Czekają, aż je pochwalisz.
    Ty dziwko.

    Syczą do ciebie: – Ciiiiiiiii.

    “Prymuski patriarchatu” 
    wzięły udział 
    w konkursie na prymuski tekstu. 

    Wszystkim, którzy wysłali smsy, 
    aby prymuski otrzymały czerwony pasek i nagrodę książkową, 
    serdecznie dziękuję!