The Absence of All Colors 3 by Ludmila Steckelberg |
Dni matek
są takie policzone
jak ręczniki
jak drobne na bilet
Dni matek poskładane równo
nad brzegiem
do krawędzi
małych kalendarzy
I szminka w torebce
Matki jedzą szminkę przed ważnym zebraniem
Miętowe ziarnko piasku w ustach
w matkach sypie się klepsydra
stąd szelest sukienek
jedwab szyfon
lekkie mgły nad lękiem
niedożycia do tego co potem
Matki przed snem liczą
czy ich wystarczy
do pierwszego
kroku lotu słowa
Stoją
przymierzając ciasną w pasie spódnicę sprzed ciąży
nie chce im się jeść surowych marchewek
bo akurat biegną im gotować
ten los
a może przypadek
Sałatka z czterolistnych koniczynek czeka w śniadaniówce
Furkot wrzenie
nakręcanie dnia słabego w sprężynie
ciche przytulanie
kiedy ktoś tam mały dławi się od płaczu
Matki liczą
trzy dwa jeden szukam
że się jeszcze trochę uda
jeszcze jedną zimę
Żeby tak na dłużej
porządnie
jak płaszcz buty
jak jasne spojrzenie
żeby im wystarczyć
na jeszcze jedno
chociaż jedno jutro
Dziękuję…
Zjadają szminki przed ważnym zebraniem i szykują sałatki z czterolistnych koniczynek.
Niech moc słów będzie z Tobą. Pozdrawiam smużką zapachu jaśminowca.
A więc tak też piszesz. Za każdym razem czuję inny rodzaj zachwytu!
Miętowe ziarnko piasku w ustach
w matkach sypie się klepsydra
stąd szelest sukienek
jedwab szyfon
lekkie mgły nad lękiem
niedożycia do tego co potem
Matki przed snem liczą
czy ich wystarczy
do pierwszego
kroku lotu słowa
Miało mnie w ogóle nie starczyć, ale jakoś jestem. Jesteśmy.
Jestem matką ze zwierzęcym instynktem. Nie daję siebie więcej niż potrafię. Żadnych ofiar całopalnych i ogołoceń. Bałam się potwornie być matką, ale okazało się, że jest mnie więcej niż się spodziewałam. A może się rozrosłam w trakcie?
A może tylko jestem wredną egoistką? 🙂
Tak naprawdę to tylko moje córki mogłyby powiedzieć czy im starczyłam …
Ściskam Cię mocno!
Piękny i wierny portret matki z głębokich kresek, uczuć, słów.
Zachwycasz spojrzeniem jak mało kto.
Serdeczności i mnóstwo ciepła dla Ciebie, dziś szczególnie:)
Wiecie, co się działo, kiedy przeczytałam to dzisiaj mojej Mamie?
Przez telefon, skromnie.
Moja 79-letnia Mama płakała od połowy, ja się jako tako trzymałam, ale końcówkę ledwo ledwo byłam w stanie czytać, a trzy ostatnie wersy po prostu wyryczałam do słuchawki
Mama mówi, że wszystko się zgadza. I że tak się cieszy, że mogła dożyć tego, żeby zobaczyć mnie dorosłą, moje dzieci, i że codziennie chce, żeby było chociaż jeszcze jedno jutro.
No to ja sobie jeszcze idę popłakać.
Ucałowuję Was serdecznie.
Najlepszego dla Was wszystkich.
Wasza uryczana do pasa
Justyna – Katachreza
A ja popielgrzymowałam 200km żeby Mateczkę w dniu święta zobaczyć.
I pochichrać się razem. Jedno z przyjemniejszych zajęć na tym łez padole- wygłupy z kimś kogo się kocha.
Średnio lubię wiersze, ale na tym się popłakałam. Piękny.