HM Queen Elizabeth II by Annie Leibovitz

Królowa Elżbieta bez trwogi ogarnia wzrokiem swoje kondominium. Suknie są królowej, skóra jest Elżbiety.

Współpanują nad sobą, z materiałem schludnie wygładzonym na obu kolanach.

Wskakuję królowej na złote kolana, całuję w policzek, patrzymy razem, jak obsypuje się krawędź urwiska.

Mam wiele czułości dla królowej Elżbiety. W dawnych czasach, gdy wieczorami wracałam ze szkoły do domu rodziców, czekał na mnie stary sąsiad, Antoni Piasecki. Zdawał mi relację, ilu słówek angielskich już się sam nauczył.

Zanim umarł, było ich co najmniej pięćset.

Prosił mnie niekiedy, żebym mu coś przetłumaczyła.
Raz przyniósł list z życzeniami urodzinowymi dla królowej Elżbiety.
Podpisano:

Z poniżeniem,

Antoni Piasecki

Przełożyłam najzręczniej jak mogłam, autor wysłał, a jakiś czas później pałac Buckingham najzupełniej grzecznie odpisał panu Antoniemu, dziękując za życzenia, z podpisem królowej.

Toteż dzisiaj, równa urodzeniem, mówię tej mojej królowej Elżbiecie, że przemijam bez strachu, z gładką pod spodem skórą, w ulubionej sukience. Patrzymy przed siebie, nie mrugając, żeby świat nie zniknął, co jest dowodem naszej wielkiej odpowiedzialności, która ciągnie się za nami do kuchni, jak perłowy, źle zawiązany fartuch pokojówki.

Ja, Elżbieto, na przykład, imaginuj to sobie, z całkowitą jasnością zobaczyłam niedawno samą siebie – potem.

Myjąc mamę pod szpitalnym prysznicem, delikatnie opłukując miękką przyszłość ciała, widziałam nas obie. Przed kąpielą odłożyłyśmy na krzesło nasze srebrne korony, żeby nam z głowy nie spadły.

I tak sobie przez chwilę razem nie wszystkie mijałyśmy.
Króciutko.
Żeby się sobie nie przeziębić.