Rastignac – Les Dandys by ibride

Weekend.

Funkcjonariusze transportu publicznego w przepoconych kamizelkach z niebiańskiego skaju podjeżdżają pod pobliski sklep z piwem jako pierwsi. Niosą ostrożnie i czule skrzynki rozsądnie zbilansowanych smaków, wesołe kartony butelek, rewers większych domowych zakupów, gest przetrwania. Są dobrzy policjanci, uśmiechnięci taksówkarze, awaryjne włącza kierowca miejskiego autobusu, biegnie cywilny mąż, pan, wójt i pleban. Po zmroku zajeżdża elegancki garnitur rekinich zębów tego miasta, tu się bierze większy wieczór na wynos, bagażnik otula skrzynki z pneumatycznym westchnieniem ulgi, wczesnoporonna tabletka soboty chroni przed przyszłością.

Wydarzają się pod sklepem rzeczy dobre i ważne dla kraju.

Kraj na weekend położy się na chłodnej podłodze i spożyje tygodniowy deputat, biuro podróży za przystępną cenę. Kraj łatwiej sklei w sobie rodzinę na nieoczekiwanie długą odległość weekendu. Kraj opanuje w sobie uczucie skrajnej niechęci do własnego życia. Kraj wykona plan wypoczynku, kraj się poprawi, zasłuży i chętnie wstanie w swoje wszystkie czarne poniedziałki.

Kraj niepoprawny opiumista, dobry kraj z nawracającym snem o wolności dwa razy w tygodniu.

Kraj z pampersem swoje nieposłuszeństwo zrobi pod siebie. A może nawet kraj nie wyjdzie w godzinach nie przeznaczonych na przewidziane umową krótkie przerwy. Może nawet będzie jeszcze posłuszniejszy.

Potem kraj się prześpi.

Dzieci kraju będą w czerwcu i wrześniu monotonnie recytować nieostrożny wiersz Słonimskiego:

Chcę być dobrym Polakiem,
Cały tydzień pracować,
A w niedzielę być ptakiem.