Sur de rien by Clod

Kobiety w naszej rodzinie są, tak się złożyło – pamiętliwe.
Wytrzymują długo, mają serca duże i miękkie, opatrują rany kłute i szarpane, taktownie, serdecznie, ze śmiechem.

Tryb Marusia – preinstalowany genetycznie.

Do czasu.

Jeśli masz taką ułańską fantazję, aby metodycznie podręczyć kobietę z naszej rodziny złym słowem, pomówieniem, niesprawiedliwą oceną, uporczywym krytykowaniem od a do z – nie będzie Ci się żyło gorzej, albowiem model ten przygotowany został do zastępowania konia przy pługu i przeżyje w najbardziej ekstremalnej sytuacji.

Natomiast nie pożałuje sobie cichutkiej, skromnej, prywatnej zemsty. Do wiadomości własnej.

Moja fenomenalnie zaprawiona w tej kwestii mama nie wykonywała gestów ordynarnych i pochopnych, kiedy ojciec akurat winszował sobie wykonać jakiś nieładny zabieg na jej poczuciu własnej wartości.

Mama odkładała. W pamięci. Aż się uzbiera. I w punkt.

Mój ojciec miał słabość do pielęgnacji urody. Własnej. Najchętniej środkami naturalnymi, które gotował i mieszał przedwojennymi sposobami. W związku z czym latem na strychu suszyły się pokrzywy, z których ojciec sporządzał garnek mikstury do włosów, aby były gęste i zdrowe.  Miksturę uważał za najlepszy środek pielęgnacyjny i codziennie uroczyście przynosił ją sobie w garnku ze strychu, aby urodzie nie stała się krzywda. Ponieważ nie mógł się zdecydować, czy lepiej działa picie mikstury, czy smarowanie nią włosów, robił jedno i drugie.

Któregoś nerwowego popołudnia w mamie akurat coś subtelnie pękło. Kiedy ojciec poszedł popracować w warsztacie, przyniosła sobie garnek z miksturą pokrzywową, postawiła go na podłodze w kuchni, usiadła przy nim, starannie umyła sobie stopy w drogocennej zawartości, a następnie odniosła garnek z powrotem na strych.

I przez wiele dni z cichym i serdecznym uśmiechem czekała na rytualne użycie pokrzywy.

Moja trenerka. Mistrzyni ognia i wody w zdrowych proporcjach.

A jakie są kobiety w Waszych rodzinach?