Dzień dobry.
Jestem.

Nadlatuję z pytaniem międzypokoleniowym.
O słownik wstydliwy.

Jak w dzieciństwie zalecano Wam nazywać posiadany bądź wykryty u innych narząd płciowy?

Czy rozmowy “o tym miejscu” prowadzone były naturalnie i głośno, czy w zupełności zakazane? Rozmawiały babcie? Mamy? Ojcowie? Dziadkowie? Rodzeństwo? Ferajna z podwórka albo kumple z przedszkola?

Wchodziliście w dojrzewanie i dorosłość z niezmąconą pewnością, że narząd płciowy posiadać jest dobrze i przyjemnie, czy raczej staraliście się nie nosić go ze sobą?

Nad tematem i słownikiem dotyczącym oprzyrządowania płci własnej i przeciwnej unosiło się sacrum, profanum, zapaszek lub siła nieczysta, ryzyko napaści, biologia?

Chciałabym machnąć sobie tutaj hobbystycznie wspólne badania terenowe.
Co nam wmontowano w głowy.
I czy do dzisiaj się to za nami w jakiś sposób ciągnie.
Indywidualnie, pokoleniowo, narodowo, kontynentalnie, epokowo.

Jak to pamiętacie?
Zupełna swoboda i brak barier czy trauma, słownik nieistniejący, zdenerwowanie?

Bardzo jestem ciekawa, co nam wyjdzie.
I czy wszystkie kolanka razem i ręce na kołdrze.

To zapraszam do mikrofonów, ja zaczynam:
Otóż nie miałam cipki.
Mama nie kazała.

A jak to ze lnem było u Was?

Obrazek: Shellma 🙂