Witamy Wielkie Nowe!

Koniec roku okazał się dla mnie jeszcze bardziej zaskakujący aniżeli każdy z poprzedzających go zaskakujących miesięcy.

Ale cicho sza.

Tymczasem zamykam drzwi za rokiem potężnych zmian i ruchów tektonicznych w szerokiej w biodrach całości, której w dowodzie zupełnie niepotrzebnie wbili imię Fatum, i ciężko pracowałam, żeby je zmienić na własne.

Patrzę na ten krajobraz po bitwie wewnętrznej jak na migotanie komór, nadtłuczone światełka na choince, drżenie i słoneczną zawieję w ogromnej konstelacji istotnego, spokojne pulsowanie czerwonej sygnalizacji wiatraków.

Lądujemy, trzeba znów kolonizować nowe.

Uczę się mieć wpływ.
I mogę śmiało powiedzieć, że w tym roku wskoczyłam na poziom zaawansowany.

Od kilkudziesięciu miesięcy pracowałam nad zmianą postrzegania siebie i chwytaniem uciekającego życia za króliczy ogon. Mocno szarpiąc się z samą sobą o przykrótką i zapchloną kołderkę wizji samej sobie, na wariata zapalałam jasne punkty do połączenia nową linią, żeby zmienić wzór opowieści, od tak dawna układającej się w “bo ja nigdy”, “stało się nieszczęście”, “nie mogę”.

Nowe punkty, początkowo nieliczne, żeby nie powiedzieć – bardzo pojedyncze, jak liczba, okazały się przyjemnym kopem w okolice pośladków i wprawiły mnie w ruch jednostajnie przyspieszony, albo jakoś tak.

Zaczęłam zmianę od rzeczy, która sprawiała, że nie polegałam na samej sobie. Tak, wybrałam tę jedną jedyną najgorszą. Tę powodującą, że ktokolwiek mówił mi “bo ty nigdy”, miał rację, bo ja nigdy. I po paru trudnych miesiącach kopania się z koniem zakończyłam “nigdy”. Potem już poszło z górki i z zaskoczenia, przede wszystkim rzuciłam wieloletnią pracę w korporacji i poszłam pracować na swoim.

Powieść zyskała nowy tytuł, nieoczekiwane rozwidlenia, oraz niespodziewanie pozwoliła mi na trik ratujący życie rodzicom, sztuczkę w czasie. I wróciła utracona w wiele lat temu umiejętność pisania dialogów. Będę kiedyś pisarką niskonakładową, w tym tempie za dwa lata, ale będę.

Iskrzy mi się.

Patrzę na te moje nowe punkty opowieści, które delikatnie zawijają ogon i układają się w zalążek opowieści o tym, że istotną część życia jednak robię sama. Migocze mi i jest wbrew prognozom jasne. Spaceruję sobie, w czarnym płaszczu, do ludzi. Chodzę lubić.

Spotkałam się w niewirtualnym świecie z mnóstwem mądrych kobiet.
Ileż ja od Was dostałam!
Wsparcia, zrozumienia, radości, śmiechu.
Dziękuję!

Patrzę do Was, niech Wam się ułoży ładna fanaberia.

Wyjścia z opresji, uratowania siebie.
Rozszczepionego sfastrygowanego richelieu miłości.
Karty swobód do wyjścia na wino.
Kręgosłupa niemoralnego.

Umawiam się z Wami tej wiosny na rwanie tulipanów z miejskich rabat i inne okazyjne zniżki nastroju. Już czas. Będę do Was przyjeżdżała, czy chcecie, czy nie.

Malutkie wizytacje i spacery nocą z gromadką nieletnich.
Poczytam im bajki.

Tymczasem idę zmieniać dalej tę ostatnią z tegorocznych zmianę.
Chyba najważniejszą.

Kiedy już przystanęłam, odpoczęłam, posprzątałam po starym, porobiłam nowe, przyszedł czas na zobaczenie w całej rozciągłości – siebie wobec innych.

I z ogromnym wstrząsem uświadomiłam sobie, odkryłam własne wycofanie.

Brak wpływu powzięty z uprzejmości.
Brak sprawstwa wynikły z uległości.

Z braku zorientowania się dostatecznie szybko, że możliwa jest interwencja, własne zdanie i zmiana.

I właśnie to zmieniam.
Wróciłam.

I rządzę.

Tak, tam też, jak się okazuje, nie ma losu, fatum oraz przeznaczenia, a emocji nie inwentaryzują siostry Mojry ze słabością do cięcia ludziom najładniejszych nitek.

Używam zatem samej siebie do życia z innymi.
Mówią, że tęsknili.

Doświetlam się wspomnieniem lampek choinkowych, za sprawą mojej nieco elektrycznej mamy, która wygrała tegoroczne święta, wykonawszy, jak część z Was już wie, spektakularne wysadzenie korków w całym domu, kiedy jako świeżo upieczona użytkowniczka stymulatora serca, z rozmachem postanowiła podłączyć choinkę, w jedną rękę biorąc włączony do prądu przedłużacz, a w drugą – wtyczkę od lampek choinkowych. Gdy zbliżyła ręce na około trzydzieści centymetrów, machnęła sobie malutkie pole elektromagnetyczne i z wdziękiem wysadziła korki.

Roku mocy, moi drodzy.
Bądźcie spirytusami movensami w swoim własnym życiu.
Wysadzajcie korki!