Annie Fargue de Profil by Robert Doisneau 

Nikt nas nie przygotował do prawdziwego życia, w którym powolnym ruchem odkłada się telefon trzymany w ręce zmartwiałej od wiadomości, jaką przyniósł posłaniec tym nienaturalnie podniesionym głosem.

Nikt nie przygotował nas do chwili, w której krwi w żyłach robi się bardzo zimno ze smutku i strachu.

Nie odbyliśmy wycieczek szkolnych do izb przyjęć, nie było sprawdzianów z OIOMu.

Nie bardzo było o tym w podręcznikach, nie umiałam dzisiaj, jak zawsze przy tych wiadomościach, dopłynąć rozpaczliwie krwią do mózgu i uruchomić ciało, żeby zaczęło działać, biec, ratować.

Nie wiedziałam, jak racjonalnie dobrnąć, wiedza z pierwszych i ostatnich piastów nie pomagała poruszyć nogami. W gardle rósł mi kurhan i pulsowały nadtłuczone światła przemijania, nie miałam żadnej z prawidłowych odpowiedzi na końcu języka.

Nie umiałam choćby drobną szymborską i rozbiorem gramatycznym zdania zaufać tej chwili, jaka dzieli wiadomość o upadku ciała od przyjazdu karetki.

Były w mojej głowie schody, którym nie doprawiono na czas oparcia w kimkolwiek, kto już raz to przeżył.

Stromy i wysoki wieczór.

Gromadziłam się dzisiaj w małe niespokojne stado z siostrą i bratem, żeby czekać na wiadomość, czy mama odzyska przytomność, na szczęście odzyskała, szpital już czuwa, rano do niej pojedziemy nasze 100 kilometrów dalej*, choć brat 2000, za chwilę będziemy próbowali dzwonić i poprosić, żeby powtórzyli “żyje”.

Przysięgłabym, że to ważne, że powinny być z tego lekcje ratunkowe.

*Mamę przewieziono do większego szpitala, czeka na wszczepienie stymulatora serca, zabieg w poniedziałek, teraz ją stabilizują. Pojechałyśmy z siostrą późnym wieczorem, nie czekając jednak do rana, dotarłyśmy do mamy o 23, spędziłyśmy z nią godzinę. Jest słaba ale przytomna.
Dziękuję, że piszecie.