Pantone tarts by Griotes

To jest numer stulecia.

Jestem wolna.
Od ponad tygodnia poza stojącą za mną murem korporacją.

Wspaniałe uczucie. Ułańska fantazja własnej decyzji działa jak szampan do śniadania.

Podjęcie ryzyka wszechogarniającej zmiany wrzuciło mnie na powrót w sam środek rzeczywistości. Nie widziałam jej, w skupieniu pochylona nad taśmą, montując błahe elementy machiny, z zachowaniem ISO nieistotności.

Obserwuję, jak powoli wygasają dziwne przyzwyczajenia, w rodzaju utraty życia na nic nie znaczące czynności i posłuszny pośpiech. Dzisiaj i jutro zależą znowu ode mnie. Nie miałam pojęcia, że to będzie tak dojmujące uczucie.

Co mnie najbardziej dziwi?
Własna strefa wpływu.

Nie zauważyłam, jak się skurczyła.

Nie widziałam dziesiątek małych, elementarnych zaniechań i wyłączeń z zakresu. Dreptania po spacerniaku. Korporacja to doskonały analog rzeczywistości, w którym jednak podstawionych zostało kilka innych czynników, wśród których najbardziej rujnujące jest zastąpienie wolnej woli hierarchicznym systemem poleceń. A pośród poleceń najniezwyklejszą moc mają te, z których derywowane jest poczucie wartości drugiego człowieka.

Patyk.
Aport.
Kiełbaska na nosie.

Musisz zasłużyć.
Na pochwałę.

Twoja praca jest nieistotna w czasie jej trwania.
Istotna jest praca
lepsza.

Nie znam polecenia bardziej sprzecznego z uważnym życiem w swoim tu i teraz. Nie znam zabiegu bardziej szkodliwego dla wewnętrznego poczucia sprawstwa. Nie znam bardziej demotywującego narzędzia do prowokowania wydajnej, kreatywnej pracy.

Postaraj się
bardziej.

Kiedy już się postarasz, stopień postarania się zostanie zmierzony i dodany jako nowa norma do oczekiwań wobec ciebie. To nie jest bezpieczne, kiedy naturalne ludzkie dążenie do doskonałości wchodzi na tor kolizyjny z narzędziami do motywacji temperującej. (“Nikt nie może być nieustannie lepszy”. “Na wysoką ocenę należy naprawdę zasłużyć.”) Pewnej nocy pod koniec sierpnia policzyłam, że dotarcie do granic moich możliwości fizycznych i psychicznych zajęłoby mi jeszcze trzy kwartały w systemie stachanowsko powiększanej normy.

I zdecydowałam, że wyjdę za kaucją wcześniej, zanim wyczerpię algorytm, a algorytm wyczerpie mnie.

Tak.
Wyszłam, żeby już nigdy więcej nie dostać oceny.
Ocena nie jest skutkiem pracy. Nie jest celem pracy. Nie jest pracą. I nie jest flow pracy.
Ocena to boczny tor rzeczywistości.
Nie ma mnie w niej.
To nie ja.

Dotarło do mnie, że ja i moje obie córki od września robimy w gruncie rzeczy to samo – przestałyśmy pozwalać na wystawianie nam ocen. Dość. Dzieci poszły do szkoły demokratycznej, ja – na swoje.

Jestem bardzo zdeterminowana, żeby już nigdy więcej nie trwonić samej siebie. Ani dzieci.
I jestem gorącą przeciwniczką systemu motywowania poprzez nagrody i kary, gdzie brak nagrody staje się najwyższą, najbardziej dojmującą karą, a brak kary – największą oferowaną przez system nagrodą.

Staroświecko mam w dupie kary waszych nagród.
Ja tam wolę radość robienia rzeczy niezwykłych i dobrych.
Serotoninę, dopaminę, flow.

To jest naprawdę takie proste.
Radość i duma z samej siebie właśnie tu i teraz, w czasie robienia, z powodu robienia, i robienie z powodu radości, jaką daje robienie z radością.
Tyle.

Więc naprawdę.
Musiałam.

Trzymam w rękach wzornik pantone własnego.
Coś bym, drodzy państwo, sobie zmalowała.