Pingüino con conejo by Jaume Montserrat 

Kimkolwiek jesteś, pomyśl też o sobie.
Co tam chowasz w środku?

Jakie niespełnienia?

Jaki błękitny koralik wydalisz, zanim przyjdzie koniec?

Kazali nie łopotać skrzydłami, więc złożone? Nie, to nie jest to samo, co dać komuś po pysku, choć też ładnie klaszcze w chwilach niepokoju. Wspomnienie powietrza z czasów, gdy ludzie jeszcze oddychali.

Miejsce bezpieczniej do końca to samo, najlepsza meta na lęk przed falstartem. Ale bielizna czysta na wypadek, jeśliby w spożywczym zdarzył Ci się niezobowiązujący romans.

Od wielkiego dzwonu robisz sprzątanie w kieszeni, uzbierało się siebie, naniosło, dodało, teraz się wyrzuci. Miękkie wyświetlacze wystaw, jezior, okien uśmiechną się Twoim odbiciem. Czujesz na swój widok radość czy robisz korektę?

Nic nie mówię, tak tu sobie wszyscy śmiesznie brniemy w brudnych zaspach czasu, chłodno kalkulując, którędy do piątków, sobót, prasowanych niedziel. Nietłukące nadzieje, że przetrwamy jeszcze jeden sezon, bo dobrze nam ostatnio poszło, miejscami nawet wir, taniec i monetyzacja.

Jakkolwiek trudno odróżnić Cię od reszty życia. Gdzie masz zarys granic?
Coś ołówkowego, spódnica, kwit, blaknący paragon.
Gdzie Ty masz na imię?

Czy możesz czasem zrobić coś tylko dla siebie?
Jakby miało się kiedyś okazać, że nikt prócz Ciebie nie zostanie Tobą.