Bukiet lewoskrętny by Katachreza



Chciałam zrobić coś całkowicie innego, żeby zmienić sobie wygaszacz ekranu pod powieką. Miało nie być z papieru i liter. Miało nie być pracą, domem, zakupami lub nieukierunkowanym galopem na rzecz szczęścia dziecka. Miało być niepotrzebne i nie mieć związku.

Więc poszłam nauczyć się robienia bukietów lewoskrętnych.

We wspaniałej i wyrosłej znienacka kwiaciarni Kwiaty i Miut.

Na wpół nieznane nazwy polnych i ogrodowych kwiatów, rusztowanie łodyg, obcy język zieleni, i spełnione marzenie, żeby stanąć w kwiaciarni i naruszyć naręcza gałązek i liści. Nie potrafiłam nazwać połowy z tych doskonale znanych mi kwiatów, bo chociaż zrywałam je pół dzieciństwa i jeszcze przedwczoraj nad rzeką, pamiętam tylko kody zapachów, roztarte w rękach listki, sypane na gorący piasek płatki, sezon matki boskiej i odciskane w topionej czekoladzie liście czarnej porzeczki, którymi zdobiłam ciasta.

Barszcz, podagrycznik i trawa niedźwiedzia, szare gałązki topoli, gałązki laurowe, piwonie, lewkonie i jasnozielone goździki. Mam niewykształcony jeszcze słownik i tysiące obrazów, pociąga mnie do szaleństwa pięknie sklepiony koszyczek kwiatowy, nienaturalnie intensywna czerń pręcików, osypujący się na nos żółty klauni pyłek, szorstka jak psi nos wyłysiała kulka dmuchawca.

W dawnych czasach, kiedy wyłącznie zwyciężałam i mogłam, razem z moim psem jadłam zimą spod lekkiej lodowej skorupki młode łodygi rzepaku, smakujące jak kalarepa. Jadłam chlebki, uroczyście piłam nektar z kwiatów jasnoty białej, czego zresztą nauczyłam pierwszą córkę, a ona – rodzeństwo. Chodziłam blisko ziemi i trawy, zrywałam najdrobniejsze kwiaty, otwierałam przemocą pączki maków i róż, szłam kilometrami po ukochany kąkol, objadałam się białym makiem łupionym wśród pól, kradłam agrest, truskawki i śliwki i zbierałam roztopiony piorunami piasek.

Wracam tam przez sklep z bukietami, przez wazon ze swoim pierwszym lewoskrętnym bukietem, (a jaszmije rykoświstąkały), idę szybko. Panowie Bukietowi mówią, żeby polne i ogrodowe kwiaty zrywać przed szóstą rano, póki napite nocą, pewnie przenigdy nie wstanę, ale zerwę mojemu wyschniętemu miastu trochę brzydsze, wystarczy, jan bez ziemi, z wazonem, będzie teraz układał się w sobie.